*Perspektywa Nialla*
-Miłość kwitnie wokół nas…- nuciłem sobie pod nosem piosenkę
z Króla Lwa. Wiem to troszkę dziecinne, ale mam wręcz zajebisty humor. A to
wszystko dzięki Lukasowi. Minęło już trochę czasu od naszego numerku. Nie
czujemy wobec siebie żadnego skrępowania. O dziwo nie przeszkadza mi nawet to,
że chłopak podzielił się wszystkimi szczegółami z naszej nocy ze swoimi
przyjaciółkami. Na początku rzucały w naszą stronę różne aluzje, ale mój
chłopak jedynie z tego żartował, więc ja też zacząłem. Teraz nie robią tego tak
często jak na początku. Może jest to spowodowane tym, że od tamtej nocy nie
uprawialiśmy kolejny raz seksu. W każdym razie, czuję się wyśmienicie. Nie
jestem już samotny, tak jak kiedyś. Mam przyjaciół i wcale nie boję się nazwać
tym mianem całej piątki. Dzięki nim stanąłem na nogi i wiem, że mogę na nich
liczyć w każdej chwili. W moim brzuchu cały czas burczy, a minęło dopiero
piętnaście minut od czasu, kiedy wstałem z łóżka. Zastanawiałem się, czy nie
iść zjeść na mieście, ale doszedłem do wniosku, że raz na jakiś czas mogę
spożyć cokolwiek w domu. Zazwyczaj wolałem jeść poza nim. Nie jestem najlepszym
kucharzem i nie chcę ryzykować własnego życia, jednak płatki z mlekiem nie są
najgorszym wyjściem z sytuacji. Krzątałem się po kuchni w samych bokserkach.
Nikogo nie ma w dom, więc po co się ubierać? Niech żyje wolnoooość. Cholera. W
tym domu nawet płatków śniadaniowych nie ma. Hm… No cóż.
Ostatecznie oreo też
może być.
Po szybkim posiłku zacząłem się nudzić. Nie chcę cały dzień
zalegać w domu. Kenzie znalazł sobie pracę i jest trenerem w siłowni na okres
letni. W sumie to mógłbym go odwiedzić, ale tak jakoś nie lubię potu, wysiłku i
tych rzeczy. Powinienem się zacząć starać, bo mimo wszystko nie jestem tak
umięśniony jak on. Czasami nachodzą mnie wątpliwości odnośnie tego, że mnie
zostawi, ponieważ pozna kogoś bardziej wysportowanego ode mnie w swojej pracy.
Szczerze go nie rozumiem. Tutaj jest tyle przystojnych chłopaków, opalonych,
umięśnionych, a ja? Mały, chudy, blady, z brzuszkiem i aparatem na zębach. I
jak tu nie mieć wątpliwości? Może powinienem z nim porozmawiać. Chyba
potrzebuję zapewnienia, że mnie nie zostawi. Obawiam się tylko, że mogę nie
dostać takiej odpowiedzi, jakiej oczekuję. To wszystko może okazać się
niekończącym snem, a ja obudzę się sam w nowym mieście bez tego, co zdążyłem
już posiąść. Przez takie myślenie moje oczy się szklą. Nie mogę się mazać,
muszę żyć chwilą! Może nie jestem kobietą, ale jestem gejem i w takich
sytuacjach również pomagają mi zakupy. Przebrałem się więc szybko, by udać się
do centrum handlowego, a później może przejdę się promenadą. Ten plan jest wręcz doskonały. Mam nadzieję, ze w tym czasie zdążę zapomnieć
i przestanę się zadręczać. Przebywanie w galeriach i sklepach zawsze mnie
uspakajało. To miejsce miało w sobie coś kojącego. Chodziłem między wystawami
oraz stertami ciuchów i czułem się niesamowicie. Owszem, było to męczące, ale
też odprężające. Wtedy martwiłem się tylko, czy koszula, która mi się podoba
będzie pasowała do którejś z rzeczy, znajdujących się już w mojej garderobie.
Nie powiem, zaszalałem dzisiaj z zakupami. Ale co mi tam. Ciuchów nigdy za
wiele. Wracałem właśnie do domu,
obładowany kilkoma torbami ze sklepów.
Kierunek- dom. Jestem padnięty. Ale nie. Zawsze coś musi
pokrzyżować plany. Skrzywiłem się na dźwięk dzwonka mojego telefonu. Jednak,
gdy ujrzałem napis, widniejący na wyświetlaczu, moje pretensje zniknęły. Dwa
wyrazy i ta uśmiechnięta mordka, a świat staje się bardziej kolorowy. Pospiesznie
odebrałem telefon, przykładając go do ucha.
-Co tam kochanie?- uśmiechnąłem się na samą myśl, jak to
pięknie brzmi.
-Hej. Jakieś plany na wieczór? Może spędzilibyśmy go razem?
Szykuję się impreza u Nil, co ty na to? Chociaż jak chcesz, możemy zostać u
ciebie, albo u mnie. Mi to obojętne. Co o tym sądzisz? Może jesteś już z kimś
umówiony, choć nie powinieneś, skoro spotykasz się ze mną, chyba, że nie jestem
na bieżąco. To jak, widzimy się o dwudziestej? Kończę o siedemnastej, możesz po
mnie przyjść i pójdziemy do mnie. To jak? Dlaczego się nie odzywasz? Niall,
jesteś tam?
-Może bym się wcześniej odezwał, gdybyś nie dostał nagłego
słowotoku- zaśmiałem się pod nosem- Od kiedy ty taki gadatliwy jesteś, co?
-No wiesz, przy tobie moje usta mają coś innego do roboty,
niż mówienie…- zaczerwieniłem się lekko na jego słowa. Co za ulga, że mnie
teraz nie widzi- Co mój kochanek porabiał przez cały dzień?
-Byłem na zakupach. Jak mija w pracy?
-Nareszcie mam przerwę. Przyszedł jakiś koleś, który był
umówiony z Andym, ale ten się rozchorował, a ja musiałem przejąć jego klienta.
Koleś był strasznie natarczywy. Cały czas się na mnie gapił, a kiedy
powiedziałem, że mam inne zajęcie, nie chciał mnie zostawić…
-Dobra nie kończ. Już i tak jestem zazdrosny- mruknąłem,
przerywając mu jego opowieść. I właśnie w tej chwili występują zaburzenia w
raju, a poranne wątpliwości powracają.
-Nie masz o co. Jestem tylko twój- zapewnił.
-Łatwo ci mówić. Ja mam konkurencję spośród obu płci, a ty z
żadnej!
-Nie wiedziałem, że mój chłopak jest samowystarczalny-
zaśmiał się.
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło Lukas.
-Przepraszam. Nie gniewaj się- wiedział, że kiedy mówię do
niego po imieniu, to mam wyrzuty- To ja jestem cały czas zazdrosny!
-Tak, ciekawe o co- prychnąłem.
-Może ty nie widzisz, ale wszystkie laski się za tobą
oglądają, jak idziemy razem. Myślisz, że dlaczego zawsze dążę, byśmy szli ulicą
za rękę?
-Wiesz, że dziewczyny mnie nie interesują.
-Faceci robią to samo!
-Nieprawda. Dlaczego mieliby patrzeć na takiego białasa,
który zupełnie tutaj nie pasuje pośród tych napakowanych kolesi?
-Zapewne dlatego, że się wyróżniasz. Twoją słodkością można
się niekiedy zakrztusić. Jesteś taki niewinny, kiedy się rumienisz. Aż żałuję,
że cię teraz nie widzę, bo pewnie znów to robisz.
-Wcale nie!- zaprzeczyłem szybko. Jednak nie dało się ukryć
tego palącego uczucia, rozchodzącego się pod moją skórą na twarzy- Dobra.
Zmieńmy temat. Impreza u Corney, mówisz? Brzmi kusząco. Pewnie będzie miło.
Możemy iść. Jak chcesz, mogę odebrać cię z pracy.
-Która godzina?
-Nie wiem, a co?
-Mam nadzieję, że już niedługo do siedemnastej, bo nie mogę
się doczekać aż cię zobaczę.
-Okej, to było dziwne i całkiem do ciebie nie podobne-
przeciągałem niektóre sylaby.
-No co? Moja wina, że się stęskniłem?- zapytał z wyrzutem.
-Widzieliśmy się wczoraj wieczorem, poza tym masz pełno
moich zdjęć na telefonie, a ja nie zamierzam wnikać, w jaki sposób one się tam
znalazły. Serio to jest dziwne i przerażające.
-Jesteś moim chłopakiem, to normalne- stwierdził obronnym
tonem.
-Nie musisz przypadkiem wracać do pracy?
-Nie musisz mi przypominać- jęknął- Tak bardzo nie chcesz ze
mną już rozmawiać?- założę się, że właśnie wydął dolną wargę. Zaśmiałem się do
telefonu.
-Przecież siłownia to dla ciebie przyjemność. Mógłbym z tobą
rozmawiać w nieskończoność, ale nie wiem, która godzina, a muszę się ogarnąć,
zanim po ciebie przyjdę.
-Wcale nie musisz. Zawsze możemy wziąć prysznic u mnie-
zrobił małą pauzę- no wiesz, razem- przygryzłem dolną wargę, na samą myśl.
Muszę się opanować.
-Mam własny dom, Kenzie. I tak za dużo czasu spędzam w twoim.
-Moja mama się z tego cieszy. Stwierdziła, że dzięki tobie
wreszcie mnie widuje.
-Za to moja mnie prawie w ogóle. Muszę kończyć, widzimy się
za niedługo, pa- zanim zdążył odpowiedzieć, rozłączyłem się, ponieważ inaczej
na pierwszym pożegnaniu nasza rozmowa raczej by się nie zakończyła. Nawet się
nie zorientowałem, kiedy stanąłem pod drzwiami mojego domu. Rozmowa z brunetem
umiliła mi drogę i na pewno też ją skróciła. Cholera. Mam niewiele czasu. Już
po piętnastej, a ja wyglądam koszmarnie. Zdecydowanie potrzebuję prysznicu.
Moja koszulka jest cała spocona i przylega to torsu. Na dworze jest gorąco.
Rzuciłem torby w kąt mojego pokoju.
Od razu przeszedłem do łazienki, mieszczącej się za
korytarzem, jak ja to mówię „plastikowych ścian”. W sumie nie wiem, z czego są
one wykonane, ale dla mnie już zawsze pozostaną plastikiem. Po co miałbym się
wyprowadzać z domu, skoro tutaj mam niesamowicie nowocześnie urządzoną
sypialnię, moja mama gotuje pyszne obiady i czuję się swobodniej niż
gdziekolwiek indziej? Zdecydowanie za dużo plusów, przemawiających za
pozostaniem. W domu mam luz. Moich rodziców praktycznie nie ma, ale zawsze są,
kiedy ich potrzebuję. Wiem, że mogę na nich liczyć, tak jak wtedy, gdy inni
mnie opuścili. W sumie przeprowadzka wyszła na dobre również im. Mama ma więcej
ofert na projektowanie domów, a tata przeniósł swoje biuro i również nieźle
zarabia. Sądzę, że ta zmiana przyniosła korzyści nie tylko mi. Cieszę się, że
nie zarzucają mi niczego, ale mnie akceptują. Po prysznicu przebrałem się w normalny
zestaw ciuchów i ruszyłem w stronę siłowni.
Na miejscu Kenzie już na mnie czekał, a na jego twarzy
widniał ogromy uśmiech. Przez chwile zastanawiałem się, czy nie dostał
szczękościsku. Chłopak rzucił się na mnie niczym wygłodniały lew, atakując moje
usta pocałunkiem.
-Śmierdzisz. O ile się nie mylę, to na siłowni powinny być
prysznice- powiedziałem z wyrzutem.
-Po co mam się tam kąpać, skoro mogę to zrobić z tobą w moim
domu?- uśmiechnął się łobuzersko, na co tylko wywróciłem oczami i chwyciłem
jego dłoń.
*Perspektywa Zayna*
Czuję się winny. To przeze mnie Cataleyię zostawił chłopak.
Nie mogę wymazać z głowy jej wyrazu twarzy, kiedy się o tym dowiedziała.
Przepłynęła przez nią wtedy taka mieszanka, aż się dziwiłem, w jak szybkim
tempie to nastąpiło. Na początku jej oczy się zaszkliły i były przerażone.
Zaraz potem przełknęła ślinę, na je usta wpełzł grymas, przymknęła oczy, a
kiedy je otwarła zdawało się, jakby wszystko było w porządku. Po wcześniejszych
emocjach nie było śladu. Na jej twarz zawitał lekki uśmiech. Wstała z łóżka, a
ja wciąż oszołomiony wszystkimi wydarzeniami przepraszałem ją w kółko. Ona
tylko machnęła na to wszystko ręką, powiedziała, że wokół niej codziennie
chodzi przynajmniej kilka setek chłopaków, więc tym jednym nie będzie się przejmować
i zapytała czy chcę śniadanie. W tamtej chwili czułem się co najmniej dziwnie.
Właśnie zerwał z nią chłopak, z powodu jej przyjaciela, w dodatku zrobił to
przez telefon, a ona tak po prostu zaczęła doprowadzać wczorajszy makijaż do
początku. Coś tutaj jest nie halo. Przynajmniej dla mnie. Zapytałem, czy
wszystko w porządku, ale ona powiedziała, że musi iść. Nie zatrzymywałem jej.
Pewnie w tamtej chwili szczerze mnie nienawidziła i wcale jej się nie dziwię.
Sam siebie nienawidziłem. Postanowiłem, że dam jej trochę czasu na ochłonięcie,
bo póki co, życie mi miłe, a Nila jest całkiem silna jak na dziewczynę. Tamtego
dnia musiałem się szybko ogarnąć i wyglądać w miarę przyzwoicie, bo to właśnie
wtedy miałem się dowiedzieć, czym dokładnie zajmował się mój ojciec. Wiedziałem
tylko kilka rzeczy. Zarabiał nie mało, skoro starczyło na utrzymanie dwóch
domów i sprzątaczkę dla mnie, a mama nie pracowała. Samochód też dostałem od
nich i wcale nie był tani. Wnętrze mojego byłego miejsca zamieszkania wcale nie
było skromne, jak to moja rodzicielka uwielbiała się chwalić- zasłony były
sprowadzane prosto z Indii. Szczerze, mało mnie to obchodziło. Jak dla mnie,
mogło ich w ogóle nie być. I tak zasłaniałem rolety, a zasłony stanowiły
jedynie marną ozdobę, na którą nigdy nie zwracałem uwagi. Ah, nieważne.
Ubrałem
się jak przystało na właściciela firmy. Co z tego, że będącego zaledwie
dwudziestolatkiem, dlatego musiałem wyglądać niezwykle poważnie. Z tej okazji
pozostawiłem na mojej twarzy lekki zarost, który podobno dodawał mi męskości, a
także dużo kobiet na niego leciało.
Pojechałem pod podany wcześniej przez mojego ojca adres i co
się dowiedziałem? Mój ojczulek był współwłaścicielem American Airplanes. I jak
tu nie być w szoku? Linie znane na całym świecie teraz po części należą do
mnie. Przez długi czas wspólnik ojca- Timmothy, który kazał mówić na siebie po
prostu Timmy musiał mnie przekonywać, że to nie żaden żart. Na dowód pokazał mi
wszystkie papiery. Był szczerze zdziwiony faktem, że ojciec o niczym mi nie
powiedział. Nie mieszkamy tutaj długo. W
New Jersey nawet nie ma lotniska. No to ojciec musiał się nieźle naprężać,
skoro zaszedł tak daleko w biznesie. Nie rozumiem tylko, dlaczego to zostawił.
Czyżby zarobił już wystarczająco dużo do końca życia? A może za niedługo moi
rodziciele się odezwą i liczą, że to ja teraz będę na nich zarabiał? To
wszystko jest dziwne, ale cóż. Póki co mam świetną pracę. Nie mam na co
narzekać, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Od tamtego dnia nie spotkałem
Corney. Nawet nie miałem odwagi, żeby napisać głupiego sms’a . Tchórz ze mnie.
Musiałem to zmienić. Dzisiaj podobno szykuje się jakaś impreza u niej w domu.
Jej rodzice pojechali gdzieś na weekend, a ona jak zwykle ma zamiar to
wykorzystać. Nie sądziłem, że mnie nawet zaprosi po tym wszystkim, jednak
jestem mile zaskoczony. Postanowiłem ją przeprosić. Może w tej chwili nie
zachowuję się odpowiedzialnie. Wiem, że u Nil na pewno będzie dużo alkoholu i
dragów. Nie jest to dla mnie odpowiednie, zważając na moją teraźniejszą pracę.
Ale do kurwy nędzy! Mam niecałe dwadzieścia lat! Muszę się czasem zabawić. Dłużej o tym nie myślałem. Zamówiłem taksówkę
i podałem adres mojej przyjaciółki. Mam nadzieję, że już nie byłej. Wiedziałem
o tym, żeby nie jechać samochodem. I tak nie byłbym w stanie nim później
wrócić. Nawet nie miałem zamiaru ryzykować. Drzwi otworzyła mi nie całkiem
trzeźwa Nilakshi. Okej, nie wiem ile to trwa, ale już zdążyła się wstawić.
Wyglądała inaczej niż zwykle. Jej skóra była okropnie blada, zupełnie nie
pasująca do mieszkanki New Jersey. Zazwyczaj jej karnacja przypominała kolorem
moją, była nawet ciemniejsza, a teraz? Jedyne określenie to duch.
Kolczyk z jej nosa był wyciągnięty, czego żałowałem, bo z
nim wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Przywitała mnie uściskiem i pocałunkiem
w policzek, a ja już z daleka mogłem wyczuć, że wypaliła dzisiaj więcej
papierosów niż powinna. Dziewczyna nie chciała mnie puścić, więc dalej ją
obejmując wszedłem w głąb domu. W salonie siedział tylko Kenzie i Niall.
Zdziwiłem się, że nie ma tam najlepszej przyjaciółki niebieskookiej.
-Gdzie reszta?- zapytałem zdezorientowany.
-Mają jakiś bal, bankiet, czy chuj wie co- odpowiedział
Horan odrywając się na chwilę od ust swojego chłopaka.
-Ahaa. Myślałem, że będzie nas więcej- potarłem dłonią kark,
gdyż czułem się trochę skrępowany.
-Idziesz zapalić?- Nila wyrwała mnie ze skrępowania. Ochoczo
przytaknąłem głową i skierowałem się za nią na taras. Staliśmy chwilę w
milczeniu. Postanowiłem przerwać tę niezręczną ciszę, panującą między naszą
dwójką.
-Cataleya, ja naprawdę cię przepraszam. Wtedy byłem
wściekły, że ktoś śmiał mnie obudzić i…
-Mówisz o Ethanie?- przerwała mi. Skinąłem głową na
potwierdzenie- Nie martw się. Nie mam do ciebie żalu. Przecież nie będę płakać
po jakimś chłopaku, albo się ciąć. No weź. To nie w moim stylu- zaśmiała się
krótko. Nie wiem, czy wywołane to było procentami krążącymi już w jej żyłach,
czy po prostu się tym nie przejmowała. Spuściłem wzrok. Uniosła moje
spojrzenie, podciągając mój podbródek ku górze- Zee, serio? Będziesz się zadręczał?
Czy ja wyglądam na typ dziewczyny, która chce mieć chłopaka na stałe?-
uśmiechnąłem się lekko. Faktycznie. Trochę już ją poznałem i wiem, że jej w
głowie siedzi tylko zabawa- Uznam, że zaprzeczasz moim słowom. Więc czym się
przejmujesz? Owszem, byłam na ciebie trochę zła, bo jeszcze kilka dni, a
skończyłabym z tym obcokrajowcem w łóżku, a ty to spieprzyłeś.
-Co?- wytrzeszczyłem oczy, nie wierząc jej słowom- Ale jak
to? To ty nie jesteś…
-Dziewicą?- znów mi przerwała- Kotku, to New Jersey-
poklepała mnie po policzku- Tutaj liczą się tylko imprezy!
-Okej- potrzebowałem chwili, żeby przyswoić się z myślami.
Owszem też nie byłem święty, ale Nila? Ta słodka dziewczyna? Wiem, że potrafiła
ostro zaszaleć, ale myślałem, że kończy się to na piciu i paleniu, a nie na
łóżku. Teraz to ostro dojebała.
-Choć się rozluźnić, bo ci zaraz oczy wylecą- zaśmiała się
ciągnąc mnie z powrotem do salonu. Czyli nie jest zła. Nic jej nie łączyło z
tym chłopakiem, wszystko jest okej. Nie mam się czym martwić. Oprócz tego, żeby
nie załapała jakiejś choroby wenerycznej… Ugh, Malik, jesteś obrzydliwy.
Skarciłem się w myślach. Ona jest moją przyjaciółką, a wciąż mnie zaskakuje.
Wprawdzie nie znamy się długo, ale i tak nowe wiadomości były dla mnie
szokujące. Ale nie mam zamiaru jej osądzać, każdy jest młody i ma prawo się wyszaleć.
Kurwa! Dajcie mi wódki, bo się wymądrzam. Kilka butelek trunku i kilka skrętów
później niesamowite zdjęcie wylądowało na moim facebooku, z dopiskiem:
Imprezy u mojej Cat, zawsze ok !
________________________________________________________
No siema. Morfina powraca. Trochę długo tu nic nie było, ale
chyba nikomu to jakoś szczególnie nie przeszkadzało, gdyż komentarzy brak! Ale
sikam na to szczerze mówiąc. Jeżeli tutaj piszę to jak widać tylko dla siebie (
bo raczej nie widzę, żeby ktoś tutaj specjalnie zaznaczył o swojej obecności [wyłączając
spam]), blog jest dla mnie formą kształcenia się i zabijania nudy w wolnym
czasie. Niestety teraz tego czasu będę miała coraz mniej, bo:
Po 1: Za 2 miesiące i jeden dzień moja siostra, przyszła
szwagierka Janelle bierze ślub z jej bratem. A zważając na to, że wszyscy
mieszkają za granicą w Polsce panuje jeden wielki burdel, a moja matka już
wariuje, doprowadzając mnie do niemałej kurwicy.
Po 2: Dwa dni po weselu piszę testy gimnazjalne.( Niech żyje
gimbaza!) No cóż muszę się skupić, bo mam określone cele, gdzie chcę iść do
szkoły, a nie ma chuja w mieście, żebym zrezygnowała z planów wyrwania się z
domu.
Po 3: Bierzmo. Już w prima aprilis muszę stać tyle czasu w
kościele i odpierdalać cyrki. Na szczęście świadkiem jest moja Kasia <3 Więc
coś czuję, że ta msza będzie śmieszna z naszym podejściem do religii :D
Po 4: Matka truje mi dupę, żebym się uczyła, co wzięłam
sobie do serca *śmieje się* Oceny z niemieckiego i tak są mi niepotrzebne, gdyż
napewno nie wybiorę tego języka dalej.
Btw. Nie przynudzam. Nie wiem, czy ktoś ma jeszcze ferie,
jak tak, to niech je skończy, co by mu za dobrze nie było, skoro ja już nie mam
(żartuję oczywiście) Mam kilka pomysłów do realizacji w rozdziałach, bo w życiu
Nilakshi się troszeczke podziało śmiesznych rzeczy. Kilka zgonów, spacerów itp.
Do zobaczenia raczej w marcu, bo muszę teraz zając się NIWIID.
Namaste, bitches! ~Lady Morfine <3