wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 15

*Perspektywa Nialla*
Tak, cholera, tak! Znowu jesteśmy razem i świat stał się lepszy. Och, mówię jak jakaś pieprzona nastolatka, która przeżywa swoją pierwszą miłość, która i tak długo nie potrwa i ona zostanie sama ze złamanym sercem. Cóż, ja już to przeszedłem. I jak widać nie jest tak źle, a cała ta miłość przeszła już swoją próbę. Być może żadne z nas nie powiedziało jeszcze tych najważniejszych słów, ale obojgu nam to nie przeszkadza. Wiemy, że takich obietnic nie rzuca się na wiatr, co robi ponad połowa społeczeństwa. Powiedzą teraz, o jaki się dorosły znalazł, a gówno wie o świecie. Zgodzę się z nimi. Nic nie wiem o świecie, ale o miłości każdy ma pojęcie, kiedy jej doświadczy. Tylko ja wiem, jak mi było ciężko, kiedy zerwałem z Kenziem zupełnie bez powodu. Wcale nie było dobrze. Miałem się uwolnić od problemów i nic z tego nie wyszło. Owszem odnowiłem kontakty rodzinne, ale nic poza tym nie zyskałem. Nie chodzi też w związku o zyski, źle to ująłem. Chodzi o czucie się swobodnie i dobrze, szczęśliwie. Ja to wszystko czułem będąc z NIM. Później jeden szybki moment i po wszystkim. Głupie zauroczenie, myślałem. Znacie piosenkę Passanger'a, Let her go? Tak na wszelki wypadek przytoczę tylko refren.
'Cause you only need a light, when it's burning low.
Only miss the sun, when it starts to snow.
Only know you love her, when you let her go.
Only know you've been high, when you feeling low.
Only hate the road, when you're missing home.
Only know you love her, when you let her go.
Ja po prostu zamieniłem sobie ją na jego. Kiedy pierwszy raz po naszym rozstaniu usłyszałem tą piosenkę w supermarkecie i akurat stałem w kolejce, dość długiej, i zmuszony byłem wysłuchać tego do końca, myślałem, że się popłaczę. Każde słowo, każda nuta, zostały głęboko wyryte w moim umyśle i sercu. Kiedy wróciłem do domu od razu dałem upust emocjom, sięgając po gitarę. Nie hamowałem wtedy łez. Ilekroć słyszałem, bądź sam grałem ten ten utwór, słona ciecz spływała po moich policzkach. Teraz to minęło. Właśnie leżę z moim chłopakiem w łóżku, po wspólnie spędzonej nocy. Nie, nie pieprzyliśmy się jak króliki na wiosnę. Czasami miło jest się do siebie po prostu poprzytulać, no nie? Nie śpię już dosyć długo, za to mój chłopak chrapie jak nie wiem. Postanowiłem pograć na xboxie. Jesteśmy u mnie, więc nie muszę się niczego krępować. Kiedy jestem w domu Kenziego, jednak mam jakieś opory, ale on w moim żadnych, co wcale mi nie przeszkadza. Chwyciłem pada, leżącego na szafce nocnej i pilotem włączyłem sprzęt. Przekręciłem się trochę na łóżku, ostatecznie będąc tyłem do śpiącego.
Nie chciało mi się wstawać, więc zacząłem grać w to, co było już w odtwarzaczu.  Gra bardzo mnie wciągnęła. Leżałem w samych bokserkach, a mimo to było mi gorąco. Odkryłem się. Nawet moja szamotanina z kołdrą nie obudziła tego śpiocha. Nie rozumiem jak tak można. Gdzieś w połowie mojej misji poczułem coś mokrego na łydce, wędrującego cały czas ku górze, po moim udzie, aż dotarło do moich bioder, pleców, szyi, a skończyło na policzku.
-Dobry- Kenzie szepnął mi do ucha swoim porannym głosem. Brakowało mi tego.
-Hej- uśmiechnąłem się, ale mój wzrok ani na chwilę nie oderwał się od dużego, płaskiego ekranu. Przecież nie mogę przegrać, za daleko zaszedłem. Lukas nie dawał za wygraną. Zaczął całować moją szyję, potem znowu plecy. Może nie byłoby to rozpraszające, gdyby mnie całego nie oślinił, co mnie niemiłosiernie łaskotało.-Długo jeszcze?- to było miłe, ale przeszkadzał mi w grze.
-A co nie podoba ci się?- na chwilę oderwał usta od mojego ciała- Tak długo, dopóki nie zaczniesz na mnie zwracać uwagi- no proszę chłopczyk chce uwagi. Zastopowałem grę, zaniepokojony tym, że już mi ni dokuczał. Odwróciłem się i zauważyłem, jak chłopak siedzi po środku łóżka po turecku, z rękoma skrzyżowanymi na piersi i urażoną miną niczym dziecko.
-Co jest?- zapytałem zdezorientowany.
-Serio? Nie wiesz?
-Ej, kiedy zmieniłeś płeć? Zachowujesz się jak dziewczyna. Nie pieprzyliśmy się ostatnio, żeby okres ci się spóźniał.
-Zmieniłeś się- powiedział z wyrzutem.
-Nie, Lukas. Po prostu tak się zachowujesz.
-Jasne, znowu moja wina, prawda? Ty zawsze jesteś małym, słodkim i bezbronnym Irlandczykiem.
-Kto tak powiedział?- zdezorientowałem się- Okej, tym razem moja wina. Tylko powiedz mi, co zrobiłem- wywróciłem oczami.
-Nie wywracaj na mnie oczami!- krzyknął- To nasza pierwsza noc spędzona razem, bo zazwyczaj TY pracowałeś. Jedyny dzień, kiedy oboje mamy wolne. Budzę się rano i zamiast twojej twarzy widzę twoje stopy. Serio, wolałbym twarz. Jeszcze kiedy próbuje się z tobą przywitać, dochodząc do twojej twarzy, nie zatrzymuj się na słowie dochodząc, tylko słuchaj dalej! Ty kompletnie mnie ignorujesz, bo jakaś gra jest ważniejsza, do tego w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi. Cholera to do ciebie nie podobne, Niall!- wow się wysilił. Trochę głupio mi się zrobiło.
-Przepraszam kochanie- zbliżyłem się do niego- Nie wiedziałem, że to może cię w jakiś sposób urazić. Nigdy nie miałem problemu, kiedy ty tak robiłeś wcześniej, ani tobie kiedy ja tak robiłem. Co się zmieniło skarbie?- podniosłem jego podbródek do góry, ale on z powrotem zwrócił oczy w dół.
-Po prostu się stęskniłem- westchnął- Było mi cholernie ciężko, wstawać ze świadomością, że nie mam dla kogo tego robić. Ze świadomością, że nie mam się do kogo przytulić i pocałować  po pracy. To było okropne. Naprawdę nie chcę, aby to się działo dalej. Chcę wykorzystać te chwile. Jutro już tego nie będę miał. Ty wieczorem idziesz już do pracy, ja jutro rano i znowu się zacznie. Pewnie w ogóle nie będziemy się widywać...
-Wiesz, że zawsze znajdę dla ciebie czas. Mogę zrezygnować z pracy i wtedy każdą noc będziemy spędzać razem, co ty na to?
-No właśnie nie możesz! Jakim prawem ja mogę zarabiać i dostać trochę dodatkowej kasy, a tobie mam to uniemożliwić?
-Zawsze coś wymyślimy, nie martw się- cmoknąłem jego czoło.
-Cholera. Faktycznie czuję się jak dziewczyna. Mam ochotę się rozpłakać, to było takie ckliwe- zaśmiał się, biorąc łapczywe oddechy, starając się zapewne uciszyć emocje.- Przepraszam za to.
-Nic się nie stało. Chodź tu- rozłożyłem ramiona, w które ochoczo wpadł- Co powiesz na wspólny prysznic?- uniósł głowę i pokiwał śmiesznie brwiami.
-Chcesz się schylić po mydełko?
-Może tym razem ty?- uniosłem brew.
-Nie. Już dzisiaj pozwoliłem sobie na chwile słabości.
-I powrócił stary Kenzie wywróciłem oczami na jego pewny siebie uśmiech. Prysznic poszedł nam mimo wszystko szybko.
Właśnie wycieraliśmy się ręcznikiem, kiedy z pokoju dało się słyszeć telefon.
-Okej. Czyj tym razem?- zapytałem.
-Ugh, chyba mój- chłopak wciągnął na siebie bokserki i z wielką niechęcią poszedł odebrać telefon. Ja dalej stałem na zimnych kafelkach- Mam propozycję nie do odrzucenia!- Wrócił z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Okej, spokojnie, oddychaj- zaśmiałem się- Co jest?
-Pakuj się i lecimy na tydzień do Miami- wykrzyknął radośnie niczym pięciolatek.
-Dlaczego?
-Mam tam domek wypoczynkowy, a rodzice właśnie dzwonili, że fajnie by było, jakbym ulotnił im się z domu.
-Wow. Twoi rodzice są bardzo bezpośredni- zaśmiałem się.
-Oj tam- machnął ręką- To jak, lecimy?
-Kenzie, a co z pracą?
-Sądzę, że dadzą sobie radę bez nas. Moja ciocia jest lekarką. Załatwi nam zwolnienie. No proooooszęęę zgódź się- zrobił oczy szczeniaczka, podchodząc coraz bliżej- Moi rodzice już zarezerwowali nam bilety.
-Cooo? A jeślibym nie poleciał?
-Myślisz, że ich to obchodzi? Nie dbają o nic, a w szczególności o mnie i o kasę- powiedział to tak, że mi się zrobiło smutno, ale jemu najwyraźniej nie.
-Tylko powiem mamie- westchnąłem przekonany jego słodką minką.
-Jeeeej! Jesteś kochany- rzucił mi się na szyję.
-Lukas, z tobą na serio coś się dzieje- oboje zaśmialiśmy się.
*Perspektywa Zayna*
Po naszej poprzedniej konfrontacji z Nilą, o ile tak można to coś nazwać, nie miałem zbytnio czasu na nic. Cały czas musiałem wyjeżdżać z miasta i chodzić na różne spotkania. Nie mogę narzekać, bo cóż, to czyni mnie bogatszym, zwłaszcza, że nie mam jakiegoś, wróć nie mam żadnego doświadczenia. Skończyłem szkołę i tyle. A gdzie collage? Naprawdę byłbym niewdzięczny, gdybym zaczął kręcić nosem. Jest to dla mnie stresujące, ponieważ wciąż jestem świeży w tej branży i czuję się nieswojo przy tych wszystkich ludziach. Jestem chyba najmłodszy z nich, a jednak wyższy rangą, czuję się nieswojo, kiedy starsi o dobre dwadzieścia lat mówią mi na pan. Tak na serio to z Cortney nic sobie nie wyjaśniłem. Z tą dziewczyną nie można się dogadać. Cały czas próbowała odwrócić moją uwagę od poważnej rozmowy. Z trudem muszę przyznać, że udało jej się. Dlaczego jest taka skryta. Nie pozwala mi dopuszczać do siebie myśli, jakichkolwiek związanych z bliższym kontaktem niż przyjacielski. Zastanawiam się, dlaczego. Tak, na nudnych spotkaniach mogłem się skupić tylko i wyłącznie na Niebieskowłosej, dziękuję bardzo. Teraz mam cholerne zaległości i ani trochę nie wdrożyłem się w temat. Nareszcie mam trochę wolnego. Jest piątek rano, a ja nie mam żadnych planów na weekend. Tak cholernie mocno chciałbym zadzwonić do Nil i zapytać, czy spędzi ten wolny czas razem ze mną, ale mam jakąś blokadę. Poza tym ona pracuje. Nie mam u niej najmniejszych szans. Jest tak niedostępna. Już nawet rozważałem opcję jej homoseksualizmu, kiedy przypomniałem sobie o tym, co działo się w pokoju dla personelu w "Time". Nie, żebym myślał o tym również podczas konferencji, a potem opuścił ją z problemem...  Czego może mi brakować? Nie uważam się za jakiegoś brzydkiego. W sumie to wiele kobiet mnie podrywa i to w różnym wieku. Jestem bogaty. Mieszkam sam. Mógłbym tak wymieniać, ale wyjdzie, że jestem nieskromny. Akurat ta dziewczyna, której chcę zaimponować, nie zwraca na mnie uwagi. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Hmm. To moje rano to pierwsza po południu. Dawno tak dobrze nie spałem. Świadczy o tym uniesiona kołdra... Niechętnie, ale postanowiłem odebrać telefon, mam nadzieję, że to nie z pracy. Chwila, chwila... Nila?! O mój Allahu! To nie sen, to nie sen, muszę się uszczypnąć... kurwa! A jednak sen. Mój telefon przestał dzwonić. Patrzę z niedowierzaniem na telefon i co widzę? Nieodebrane połączenie, hura! Szybko wybieram numer do mojej znajomej. Odbiera zaskakująco szybko, jak na nią.
-Hej, Zaynee- o nie. Mówi tak do mnie, kiedy czegoś potrzebuje. To nie tak, że nie chcę jej pomóc, ale chciałbym jej być bardziej potrzebny niż do tego, żeby odebrać dla niej paczkę na poczcie, żeby jej rodzice nie zdążyli tego zrobić.
-Cześć, Nila. W czym mogę ci pomóc- wywróciłem oczami.
-Aj tam zaraz pomóc. Dzwonię bezinteresownie.
-To mi do ciebie nie pasuje. Sedno, Nila, sedno- ponagliłem ją. Chcę się w końcu dowiedzieć, co mogę zrobić.
-No więc... masz dwa garaże, prawda?
-Tak- odpowiadam powoli, nie wiedząc co ta mała istota może kombinować.
-I jeden samochód...
-Oh, Nila, skarbie. Nie musisz mi kupować samochodu. Jeden mi w zupełności wystarcza- zaśmiałem się. Może podpuszczając ją, szybciej dowiem się, o co chodzi.
-Ale ja tak bardzo chcę Zayn, już go kupiłam, nie możesz odmówić prezentu ode mnie... A tak na serio to czy mógłbyś na weekend przechować mój samochód?- Tak, sarkazm to ulubiona forma wypowiedzi niebieskookiej.
-Jeśli mogę zapytać, to dlaczego? Przecież masz swój garaż.
-Tak, wiem, ale potrzebuję gdzieś jechać.
-Więc jak zamierzasz to zrobić bez samochodu?
-Zadajesz dużo pytań ostatnio. To mogę?
-Pod jednym warunkiem....
-Och, no proszę! Czego chcesz?
-Wyjaśnisz mi wszystko jak przyjedziesz.
-... Za 15 minut będę- i się rozłączyła. Tak po prostu. Naprawdę jej nie rozumiem. Zastanawiam się, czy ubrać się czy jednak zostać w bokserkach... Chyba się ubiorę, bo istnieje ryzyko, że niczego się nie dowiem. Szybki prysznic, ubrania i wyglądam jak człowiek. I pukanie do drzwi. Pospiesznie otwarłem drzwi, a Nila pocałowała mnie w policzek.
-Otworzysz garaż?- zrobiła słodkie oczka.
-Najpierw mi powiedz- założyłem ręce na piersi z groźną miną.
-Może jak odwieziesz mnie do domu?- zapytała.
-Okej. Idź do samochodu, otworzę garaż- posłusznie zrobiła to co kazałem, a już za chwilę wjeżdżała swoim terenowym samochodem do mojego garażu. Ledwo bo ledwo, ale wszedł na wysokość. Te garaże są raczej przystosowane do sportowych aut, które są niskie. Przez drzwi w ścianie przeszedłem do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie stał mój samochód. Dziewczyna podążała za mną. Bez słowa oboje wsiedliśmy do auta i ruszyłem w drogę do jej domu- Zamierzasz mi w końcu powiedzieć, o co chodzi?
-Jesteś strasznie ciekawy, ale okej- wzięła głęboki wdech- Wiesz, że mam starsze rodzeństwo- czułęm jej wzrok na sobie, jednak nie odwracając głowy od jezdni kiwnąłem głową- No więc ta dwójka, która jest prawdziwa, nie za bardzo lubi moich rodziców. Oboje mieszkają w Filadelfii i rzadko się widujemy. Ja nie mam jak do nich pojechać, a oni nie chcą mnie odwiedzać ze względu na rodziców. Tutaj w Jersey mamy, że tak powiem neutralny grunt- tym razem popatrzyłem na nią ze zmieszaniem- Ugh. Mój szwagier ma tutaj działkę. Moi rodzice o niej nie wiedzą. Tak się złożyło, że postanowili się ze mną spotkać no i potrzebowałam ukryć samochód, żeby moi rodzice nic nie podejrzewali.
-No dobra, ale jak się tam dostaniesz?
-Bo to nie jest zwykłe spotkanie rodzeństwa. Kojarzysz markę Volkswagen?- znowu kiwam głową- No cóż. Jesteśmy jakby fanami starych samochodów. Ja, mój brat i szwagier mamy garbusy. Ja mam najgorszego, bo jeszcze mnie nie stać na dobry model, ale Lopez ma już klasyka. Na zlocie będzie dużo osób, ale ja jadę tam z tego mojego prywatnego powodu. Gdyby moi rodzice widzieli, że mam terenowe w garażu, a jeżdżę garbusem od razu wiedzieliby, co się święci, a tak, myślą, że będę zupełnie gdzie indziej- uśmiechnęła się, kończąc historię.
-Mogę go zobaczyć?
-Jasne- właśnie zajechaliśmy pod dom- Nie mam zbyt wiele czasu. Rodzice za niedługo wrócą, a ja muszę włożyć wszystkie rzeczy i jak najszybciej jechać, żeby mnie nie zauważyli- wyskoczyła z mojego samochodu i popędziła do wbudowanego w jej dom wnętrza. Po chwili dało się słyszeć głośny warkot. O tak, ta dziewczyna wie, co to dobry tłumik.
Koło mnie zatrzymał się wiśniowy pojazd. Był uroczy. Wielu ludzi jeździ tymi samochodami, bo tak naprawdę są najtańsze. Nie wiedziałem, że ktoś może się tym pasjonować. Zaparło mi dech w piersiach, kiedy podszedłem bliżej i zajrzałem do środka. Za tylnym siedzeniem znajdowały się ogromne głośniki i tuba. Matko, to jest cudo! Teraz jeszcze bardziej podoba mi się Nila.
-Kotek,  bo ci mucha wleci- zaśmiała się dźwięcznie na widok mojej miny.
-M-mogę z tobą jechać?- zapytałem zauroczony.
-Nie jestem pewna, czy to impreza dla ciebie- spoważniała.
-Niby dlaczego?- zrobiłem minę niczym dziecko, które nie może dostać zabawki.
-Od kiedy jesteś zwolennikiem spania pod namiotami?- uniosła brew.
-Byłem harcerzem!- zarzekłem się.
-Jakoś mi się nie wydaje- popatrzyła na mnie jak na debila.
-No dobra, nie byłem. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz, nie?- uśmiechnąłem się niewinnie.
-Będę po ciebie za 30 minut. Radzę spakować ciepłe ciuchy, jak masz namiot możesz wziąć- taaak, namiot to ja miałem, jak śniłem o tobie...- Pospiesz się- po tych słowach już mnie nie było. Pędziłem na złamanie karku, a raczej przepisów. Nie zdziwię się, jak dostanę mandat. Wpadłem jak burza do mojego domu. Pozbierałem jakieś dresy, koszulki, ciepłe bluzy. Namiotu nie mam. Nie wiem ile czasu upłynęło, ale usłyszałem naprawdę głośną muzykę na zewnątrz. Popatrzyłem przez okno, a w samochodzie czekała już Courtney. Zabrałem moją torbę, zamknąłem drzwi na klucz i zakładając Ray-Bany ruszyłem do znajomej.
-Gdzie ja ci to zmieszczę?- krzyknęła wychodząc i stając przed maską i ją otwierając. No tak, bagażniki w takich samochodach znajdują się z przodu.
-Damy radę- posłałem jej firmowy uśmiech i poprzesuwałem trochę jej rzeczy tak, że również moje się zmieściły- Widzisz cudowny Malik czuwa!- wywróciła oczami- Mogę prowadzić?
-Chyba cię pojebało!
-Nie?
-Nikt. Powtarzam NIKT nie ma prawa prowadzić tego samochodu! ZA-PA-MIĘ-TAJ! End of story.
-Okej- podniosłem ręce w geście obronnym- jedźmy- zrezygnowany usiadłem na miejscu pasażera. Ledwo Nila przekręciła kluczyk, a w samochodzie rozległy się głośne bity Ellie Goulding. To lubię! Chociaż mam wrażenie, że ogłuchnę. Podziwiałem profil dziewczyny i to, jak niesamowicie sobie radzi w tym samochodzie, mimo braku wspomagania i no cóż w tym oldschoolowym wnętrzu. Czuję się jak dziecko. Nila przesunęła po ekranie swojego telefonu, który był na podpórce, przypiętej do szyby, a muzyka ucichła.
-Hej babciu... Nie, wszystko okej.... Jak coś jestem u ciebie, dobrze... Tak... Będę w niedzielę... Piątka albo szóstka... Dowiesz się.... Też cię kocham, do zobaczenia- i znowu głośna muzyka. Myślałem, że ona mówi sama do siebie, ale po chwili zauważyłem, że w lewym uchu ma słuchawkę. Sprytnie, nie koliduje z prowadzeniem tego poniekąd gruchota.
-Twoja babcia wie o wszystkim?!- krzyknąłem tak, aby mnie usłyszała.
-Tak. To wspaniała kobieta- również krzyczała. Muzyka znowu ucichła, tym razem bez interwencji Nil- Hej tato... Jadę do babci... Odstawiłam Suzuki do warsztatu... Wiesz, wujek ma dużo pracy, a mój kolega dopiero zaczyna i chcę mu pomóc... Odbiorę go w niedzielę wieczorem, albo w poniedziałek... Tak, paa. Nienawidzę tego człowieka. Zadaje zbyt dużo pytań- muzyka tym razem coś, czego nie znam, ale podoba mi się. Czuję każdy bit w moich kościach, ale nie na długo.
-Co chcesz?- patrzę na wyświetlacz jej telefonu... matka? I ona mówi do niej takim tonem?- Już jadę. Mam bagaż- uśmiechnęła się patrząc na mnie. Zrobiłem urażoną minę, a ona tylko puściła mi oczko- Do 20 minut. Okej cya.
-Tak rozmawiasz z matką?
-Tak- popatrzyłem na nią dziwnie- Nie rozumiem, o co ci chodzi- postanowiłem nie wnikać. Po kilku piosenkach byliśmy na miejscu. Chyba oczy wyjdą mi z orbit. Tutaj jest pełno starych samochodów. Nigdy nie byłem ich fanatykiem, ale to jest niesamowite. Nila podała jakiś papier kolesiowi stojącemu na bramce. Ten wręczył jej dwie przepustki, jak sądzę i jeszcze jakąś reklamówkę, którą mi dała. Nie mogłem się powstrzymać i zajrzałem do środka, gdzie znalazłem piłkę do rugby, czapkę, naklejki, kubek z logiem VW i jeszcze jakieś pierdoły.- To gadżety. Na każdym zlocie je dostajesz, od sponsorów.
-Fajnieee- zajawiłem się.
Nim się obejrzałem, a już parkowaliśmy obok czerwonego garbusa cabrio. Był śliczny-Podoba ci się?- wyrwała mnie z myśli, a ja jedynie pokiwałem głową, bo aż zaschło mi w gardle- To oryginalny carman 1302 z lat '70. Należy do mojego szwagra. Chodź, poznam cię z tymi debilami- zaśmiała się, wychodząc z samochodu, a  ja zrobiłem to samo.
-Nila, KOCHANIUTKA!!!- jakiś chłopak, sądzę, że przed trzydziestką przytulał właśnie moją Nil. No dobra, nie moją, ale...
-KOCHANIUTKI- wyszczerzyła się. Okej, vas happenin'?!
-Ekhem.
-O tak, to jest mój szwagier, a to mój kumpel Zayn-przylepa- poczułem się urażony.
-Siema, co tam?- Chłopak poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu.
-Dobrze...
-Gdzie matka?- przerwała mi Nila.
-Z Caro i Synkiem, zaraz przyjdzie- nie miałem kompletnie pojęcia, o co chodzi, ale wszystko mi wyjaśniono. Wszyscy tutaj mają ksywki Matka to siostra Nil- Monica, a Synek, to jej brat-Matthew. Spodobało mi się tutaj. Nie ważne w jakim wieku jesteś, nikt nie traktuje cię z góry. Nila jest tutaj najmłodsza. Zupełnie inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. A tymczasem co? Wszyscy siedzą jak jeden mąż przy grillu i piją, palą trawkę, po prostu pełen chillout. Jest niesamowicie. Już wiem, dlaczego Cataleya tak lubi spędzać z tymi wszystkimi ludźmi czas. Dziewczyna siedziała koło mnie, kiedy przysiadła się do nas jej siostra.
-Jak tam w domu?
-Pokłóciłam się z matulą- przyjaciółka wzruszyła ramionami.
-Coś poważnego- znowu wzruszenie ramionami- Okej, gdzie tym razem- popatrzyła na nią karcąco. Okej, o co chodzi? Nie jestem w temacie. ZNOWU- No pokaż.
-Ja wiem!- krzyknął Lopez z drugiego końca.
-Zamknij się!- zwróciła się do niego krzycząc, aby ją usłyszał, a on posłał jej buziaka.
-W uchu raczej nie, bo nie widzę- zaczęła się nerwowo przyglądać swojej młodszej siostrze, mierząc ją wzrokiem.
-Pokażę ci, tylko przestań- zaśmiała się, otwierając usta i unosząc język.
-Ile dałaś?- Nila spuściła wzrok- Nie, proszę nie mów, że ten kolczyk zrobiłaś sama?- popatrzyła na nią z przerażeniem- Cataleya! To jest niebezpieczne. To już nie jest ucho!
-Nie krzycz, mogłam ci nie pokazywać- obrażona dziewczyna odeszła od ogniska. Poszedłem za nią wprost do naszego namiotu.
-Dlaczego to robisz?- zapytałem, siadając za nią.
-Przestań, jeżeli też masz mnie oceniać- szepnęła.
-Nie będę, obiecuję- przytuliłem ją. Dziewczyna zaczęła mi opowiadać, że robi to,kiedy się z kimś pokłóci. Byłem zdumiony jej nagłą otwartością, ale nic nie mówiłem. Po prostu ją przytulałem. Jest bardzo silna. Nie popłakała się, aż zasnęła w moich ramionach, zostawiając mnie samego z moimi myślami. Rozłozyłem śpiwory i położyłem nas spać.
_____________________________
Dobrnęłam. Krótko. Nie miało tak być- nie podoba mi się perspektywa Zayna- zjebałam. Nie wiem, kiedy kolejny, dzięki za komentarze i wyświetlenia. Zapraszam na tumblr: coffeeandcigarettebitches, twittera: ladymorfienpl oraz tutaj
Całuję i życzę udanego długiego weekendu~Lady Morfine <3

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 14

*Perspektywa Kenziego*
Minął już ponad tydzień, odkąd Niall ze mną zerwał. Najgorsze jest to, że do końca nie wiem, dlaczego to zrobił. Moim zdaniem wszystko było w porządku. Naprawdę nie wiem, co się pomiędzy nami stało. Mieliśmy mówić sobie o wszystkim, co się z nami zatem stało? Totalnie się załamałem, kiedy mi o tym oznajmił. Ponownie straciłem swoją wartość. Poczułem się jak śmieć. Wreszcie znalazłem człowieka, przy którym czułem się dobrze w związki i nagle to wszystko prysło, jak bańka mydlana. Zacząłem pracować coraz więcej. Wiedziałem, że jeśli więcej czasu będę spędzał w domu, to zrobię coś głupiego. Akurat jeden z trenerów odszedł, więc podjąłem się pracy za niego. Na początku kierownictwo nie bardzo chciało się zgodzić, ale skutecznie ich przekonałem. Całe dnie spędzam na siłowni. Pracuję codziennie, bez wyjątku. Ruch mamy również w niedzielę. Nie jest to lekka praca, więc spędzając w niej cały dzień, przez co wracam późno i jedyne, o czym mam siłę myśleć, to łóżko. Nie powiem, wszystko co robię, jest skuteczne. Nie mam czasu na użalanie się nad sobą, aczkolwiek to i tak boli. Nawet nie próbowałem skontaktować się z Horanem. Wiem, że on nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Ale przecież widziałem jego oczy, kiedy między nami wszystko kończył. One nie były do końca szczere. Było nam przecież razem dobrze. Kolejnym moim problemem są moje przyjaciółki. Nila nie daje mi spokoju. Wciąż zasypuje mnie setkami wiadomości. Tak bardzo chciałbym się z nią i Nelle spotkać, ale się boję. Nie powiedziałem im o moim rostaniu, co powinienem zrobić od razu. Bałem się. Bałem się, bo odniosłem w pewnym stopniu porażkę. Dziewczyny powtarzały mi za każdym razem, abym strzegł blondyna, bo tacy ludzie jak on trafiają się bardzo rzadko. Wiedziałem to. Ale jeśli zostawiając go w spokoju miałem dać mu szczęście, to musiałem się poświęcić. Dla niego. Wszystko było ładnie, pięknie, to dlaczego musiało się spierdolić? Ally- moja była cały czas do mnie pisała, ale olewałem ją, tak jak resztę świata. Mam dosyć. Potrzebuję odpocząć. Ta chandra, złapała mnie akurat jak już wyszedłem z siłowni. Usiadłem na ławce w parku i z bezsilności schowałem twarz w dłoniach.

Z całej siły koncentrowałem się, byle tylko nie dać łzom upustu. Już zbyt dużo razy w moim życiu dawałem im przejmować kontrolę nade mną.W tej chwili chciałbym uciec, jak najdalej to możliwe. Niestety nie chcę opuścić pracy. Przydadzą mi się jakieś pieniądze. Już kiedyś upatrzyłem sobie nowy bmx. Był solidniejszy niż mój teraźniejszy. Chciałem go kupić z myślą o Niallu. Wtedy mógłbym go wozić. Cholera. Wszystko sprowadza się do blondyna, którego już nie mogę nazywać "moim". Mam szczęście, że jest już dosyć późno, więc parku nie odwiedza zbyt wielu ludzi. Mogę spokojnie pomyśleć, bez żadnych przeszkód. W ciszy. Długo się nią nie nacieszyłem, gdyż z oddali już usłyszałem czyjś donośny śmiech. Mało tego. Doskonale znałem tą melodię. Tak śmiał się tylko... ON. Nie, nie, nie. Nie wierzę w to. To tylko wytwór mojej chorej i zmęczonej wyobraźni. To się nie dzieje naprawdę. Muszę coś zrobić. Ukryć się gdzieś. Może za krzakiem? Jaki ja jestem głupi. Nie mogę tego zrobić. Po prostu będę siedział dalej w tej samej pozycji, w jakiej jestem.Głos stawał się coraz bardziej donośniejszy, a mi coraz szybciej krew pulsowała w żyłach. To się nazywa być w niewłaściwym miejscu w niewłaściwej porze. Ale chwila. Co się ze mną kurwa dzieje? Zachowuję się jak jakaś nastolatka, która boi się swojego byłego. Do reszty straciłem rozum. Co jak co, ale do nastolatki to mi akurat daleko. Teraz słyszę nawet kroki. Raz się żyje. Podniosłem głowę, by upewnić się, czy to na pewno Horan. Widziałem jego blond czuprynę, połyskującą w świetle latarni. Zaparło mi dech w piersiach, a moje oczy stały się nienaturalnych rozmiarów. Czas na starcie. Niebieskooki chyba mnie nie zauważył, bo nadal rozmawiał przez swój telefon, co chwilę wybuchając tym dźwięcznym śmiechem. Kiedy był na tyle blisko, by mógł mnie zobaczyć, odezwałem się.
-Hej Niall- niemal szepnąłem, ale byłem pewien, że on i tak mnie usłyszy. Nie myliłem się. Irlandczyk przystanął w pół kroku i spojrzał na mnie, zamierając na chwilę.

-Rob, oddzwonię do ciebie później- rozłączył swoją rozmowę. Kim jest do cholery Rob?!
-Słyszę, że szybko pocieszyłeś się po rozstaniu ze mną- zaśmiałem się kpiąco.
-Przynajmniej nie zdradzałem cię podczas trwania naszego związku- popatrzył na mnie ze złością.
-A niby ja tak robiłem?-wstałem, by być na równi z nim. Nie lubię, kiedy ktoś nade mną góruje, chyba że w łóżku. Wtedy to jest podniecające...
-Och, nie udawaj niewiniątka- żachnął się- Powiedz lepiej co tam u Ally- co on kurwa wymyślił.
-Co ci odbiło Niall? O co ci chodzi z Ally?- już nic z tego nie rozumiem.
-Jak to co? Fajnie było powrócić na stare śmieci? Teraz przerzuciłeś się na kreseczki?- on chyba nie myśli, że....
-Tylko mi nie mów, że zerwałeś ze mną przez to, że rozmawiałem z moją byłą. A na dodatek to była jedna rozmowa, JEDNA i to w twoim towarzystwie!
-Słuchaj Lukas, spieszę się- spuścił wzrok. Czyli to prawda. Cholera nienawidzę, kiedy mówi do mnie po imieniu. Wiem, że wtedy jest na mnie zły.
-Gdzie? Do chłopaka?- chciałem wziąć go pod włos.
-Słuchaj Kenzie. Nie jesteśmy już razem, więc nawet jeśli, to co?- spuściłem wzrok, kiedy spojrzał mi w oczy. Poczułem się jak skarcone dziecko- Nie jesteśmy już razem. Ale dla twojej wiadomości, to spieszę się do pracy- no tak, teraz dopiero zauważyłem gitarę na jego plecach.
-Pracujesz?- wprawiło mnie to w zdumienie.
-Tak. Nila ci nic nie mówiła? Załatwiła mi pracę w "Times".
-Ta, coś wspominała- nie chciałem mu oświadczać, że unikam przyjaciółki jak ognia.
-A tak właściwie, to co tutaj robisz? Czekasz na kogoś?
-Wracam z pracy i musiałem trochę odpocząć- zmieszałem się.
-Człowieku jesteś osobistym trenerem. Wysiłek ci chyba nie straszny- zaśmiał się... Ale nie był to wymuszony śmiech, tylko szczery. Może jest jeszcze jakaś szansa.
-Taa. Wiesz, nawet najlepsi potrzebują przerwy- potarłem wierzchem dłoni kark ze zdenerwowania.
-Mhm. Może w takim razie pójdziesz ze mną do klubu. Ja dam swój mini koncert, a ty się napijesz, co ty na to?- podał propozycję, której na pewno bym się nie spodziewał.
-A co na to twój chłopak. Chyba nie będzie zadowolony, kiedy się dowie...
-Nie mam chłopaka, Kenzie. To co idziesz?- unikał tego tematu.
-Jasne. Ale nie obiecuję, że nie będziesz mnie musiał stamtąd wynosić. Ostatnio jestem trochę przemęczony i nie wiem jak mój organizm zareaguje na chociażby najmniejszą dawkę alkoholu- kierowaliśmy się już w stronę promenady.
-Chcesz mi powiedzieć, że Lukas McKenzie będzie pijany? No nie! Nie mogę tego przegapić!
-Tak, tak. Śmiej się. Ty mnie jeszcze nigdy nie niosłeś do domu, za to jak chcesz, mogę ci przypomnieć kilka razy, kiedy to ja....
-Dobra, nie kończ- przerwał mi- Obiecuję, że się tobą zaopiekuję- puścił mi oczko. Resztę drogi przemilczeliśmy, ale atmosfera i tak była mniej napięta niż na początku naszego przypadkowego spotkania. Kiedy weszliśmy do klubu zająłem miejsce przy barze. Nie miałem nastroju do picia. Poza tym, chciałem później porozmawiać jeszcze z Niallem, a wiem, że pijanego nie wziąłby mnie na poważnie. Zamówiłem zwykłą wodę. Już po chwili mogłem sie rozkoszować cudownym głosem Nialla i dźwięków wydobywających się z jego gitary. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, jaki jest zdolny. To coś niesamowitego. Ma anielski głos, którego słuchać mogę cały czas. Niestety ktoś mi przerwał.
-Kenzie?!- cholera. To Nila- Kurwa jego jebana mać. Ty parówko żydowska! Czemu nie odbierasz telefonu, ani nie odpisujesz na wiadomości? Wiesz, jak się o ciebie martwiłyśmy z Nelle. Ty skurwysynu, żeby mi to  ostatni raz było!- nie zdążyłem się zorientować, kiedy, ale już stała przy mnie i mnie przytulała- Nigdy więcej tak nie rób Lukas- szepnęła i poczułem na mojej szyi ciepłą ciecz. Nila rzadko kiedy płacze. Byłem na siebie wściekły, że to ja wywołałem jej łzy.
-Przepraszam Nil. Musiałem sam to przemyśleć- westchnąłem, przyciskając ją do siebie mocniej.
-Mogłeś to napisać w sms'ie. Zrozumiałybyśmy. Nienawidzę cię za to- pociągnęła nosem i oderwała się ode mnie- Masz natychmiast napisać do Quinn!- zarządziła i wróciła z powrotem za bar, ale i tak patrzyła na mnie z troską, kiedy pisałem do mojej przyjaciółki- Co cię tutaj sprowadza. I w ogóle dlaczego niedźwiedź wyszedł z nory- zaśmiała się perliście. Taką ją wolę- uśmiechniętą.
-Emmm... spotkałem Nialla i przyszedłem z nim...
-Ale wy przecież nie jesteście razem- czyli już wie.
-Tak. Stwierdzam, że znasz historię- posłałem jej słaby uśmiech. Przecież jedna rozmowa nie sprawia, że między mną a nim jest kolorowo.
-Nie. Wiem tylko o rozstaniu. A ty znasz dokładny powód czy raczej nieuzasadnione?- uniosła brew.
-Wtedy wcisnął mi jakąś bajkę. A po dzisiejszej rozmowie wyszło, że chodziło o moją byłą.
- O Ally? A co ona ma  z tym wspólnego? Tylko mi nie mów, że zdradziłeś Horana, bo jeśli tak, to radzę już uciekać, ratować swoje genitalia- spojrzała na mnie srogo.
-Pojebało cię? Spotkałem ją raz na ulicy,kiedy szedłem z Niallem i mnie zaczepiła. Ale nic więcej. Wiesz, że on dla mnie dużo znaczy. Zresztą nieważne. I tak już po wszystkim.
-Hej nie spinaj. Pogadaj z nim jeszcze dzisiaj. Chcesz coś mocniejszego na odwagę?- pokiwałem przecząco głową- Podmienili cię? Co zrobili z moim szczęśliwy Kenziem?
-Pogrzebali jego duszę imprezowicza i zmienili na pracoholika- podsumowałem smutno.
-Head up sunshine- ten tekst mógł należeć tylko do jednej osoby...
-Nelle- rzuciłem się na szyję przyjaciółce- Co ty tu robisz? Hej Lou.
-Musiałam zobaczyć, czy jeszcze żyjesz. W końcu prawie dwa tygodnie nie dawałeś znaku życia- poczochrałą mnie po włosach.
-Wracam do pracy- Nila puściła nam oczko i odwróciła się do klienta.
-Dzisiaj chyba wraca moja nadzieja na lepsze jutro-  opowiedziałem Nelle mój plan rozmowy z Niallem, a ona pomogła mi go dopracować. Zeszło nam dosyć długo, bo w końcu blondyn zszedł ze sceny i podszedł do nas. Nila od razu podała mu szklankę wody, a on jej podziękował. Zaproponowałem mu, że go odprowadzę. Zgodził się. Na zewnątrz już zaczynało się przejaśniać. Było koło czwartej nad ranem. Szliśmy powoli i w ciszy. Po chwili złapałem go za rękę. Wydawał się być zszokowany, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo zacząłem ciągnąć go w stronę placu zabaw, by usiąść na huśtawkach. Nie wiedziałem, jak zacząć,a  niebieskooki patrzył na mnie w zniecierpliwieniu.
-Niall, dlaczego właściwie to zrobiłeś?- zacząłem.
-Nie rozumiem...
-Co zrobiłem źle, że mnie zostawiłeś?
-Kenzie, ja... zrobiłem to dla ciebie- wpatrywał się w swoje dłonie.
-Jak dla mnie.
-Przy mnie się marnowałeś.
-Człowieku. Nie widziałeś mnie od czasu naszego zerwania. Popatrz na mnie- podniósł głowę, palce trzymałem pod moimi oczami- Widzisz te sińce? Są tu już od dawna. Nie mogę spać, bo myślę, dlaczego mnie zostawiłeś. Nie mam za dużo czasu przeznaczonego na odpoczynek bo pracuję od otwarcia do zamknięcia. Wiesz dlaczego? Bo wtedy się nie zadręczam. Nie wiedziałem, co zrobiłem źle. Czym zawiniłem. Nie potrafię bez ciebie funkcjonować. Jeśli jednak powiesz mi, że naprawdę mnie nie chcesz- cały czas patrzyłem w jego oczy- Nie będę myślał. A przynajmniej się postaram, chociaż nie wiem, z jakim skutkiem- w końcu przestałem mówić i czekałem na jego reakcję. Po dość długiej chwili oczekiwania na jego odpowiedź, zrezygnowałem. Wstałem i już chciałem odejść, kiedy chwycił mnie za nadgarstek i z powrotem posadził na huśtawce.
-Sądziłem, że ci nie wystarczam. Wiesz, mam niską samoocenę, a kiedy zobaczyłem tamtą dziewczynę i twój uśmiech... chciałem jej ciebie odstąpić. Po co ci jakiś marny Irlandczyk? Mogłeś mieć piękną dziewczynę. Ja tylko cię blokowałem. Postanowiłem więc zostawić cię w spokoju.
-O czym ty mówisz? Nie zauważasz mojego uśmiechu, kiedy jestem z tobą? Niall. Dla mnie to już nie jest zwykły związek. Zwykłe widywanie się od niechcenia. Mógłbym z tobą być dzień i noc, a jeszcze by mi się nie znudziło i wątpię, by kiedykolwiek tak się stało. Jesteś moim prywatnym słońcem. Popatrz- wskazałem dłonią niebo, na które właśnie wschodziła pomarańczowa kula- Właśnie teraz, kiedy jesteś obok mnie, czuję, jak zaczyna się przejaśniać. Daj nam szansę, abym codziennie jak się budzę, mógł myśleć, że mam dla kogo wstać, dla mojego małego słońca- po jego policzkach pociekły łzy.
-Chodź tu- podszedłem do niego od tyłu i się nachyliłem.
Jednocześnie przytuliłem go i złączyłem nasze usta w pocałunku, którego od tak dawna mi brakowało.
-Ty też jesteś dla mnie ważny- wyszeptał w moje usta. To było dla mnie najlepsze rozpoczęcie dnia w życiu. Chyba właśnie polubiłem wschody słońca. A to wszystko dzięki Niemu...






*Perspektywa Louis'ego*
Cieszyłem się z tego, że Nelle się u mnie chwilowo "ukrywa". Chyba jak każdy facet lubię przychodzić do domu, jak czeka na mnie ciepły obiadek, nie? Nie przeszkadza mi to, że śpi ze mną w łóżku, ale komu by przeszkadzała piękna dziewczyna  w nocy. Jednak mieszkanie "razem jest troszkę  irytujące. Janelle ukrywa się po całości. Nie wychodzi w ogóle z mojego mieszkania, co wiąże się z ty, że ja muszę robić zakupy, wliczając w to kupowanie jej papierosów. Teraz pani z osiedlowego myśli, że jestem jakimś nałogowcem. Przynajmniej już mnie zapamiętała i nie muszę za każdym razem, kiedy kupuję alkohol wyciągać ID. Wyłączyłem nieznośny budzik. Kolejnym minusem było wstawanie, kiedy osoba obok ciebie mogła dopiero przewrócić się na drugi bok. To nie motywowało. Ale w końcu mnie nie utrzymują rodzice i muszę zarabiać sam. Zabawne jest to, że rodzice Quinn sądzą, że ona naprawdę pojechała do dziadków, o czym świadczy wiadomość od nich, która głosiła, że przelali jej na konto trochę środków, żeby mogła poszaleć w Waszyngtonie. Pewnie nie dowiedzą się prawdy, ale to nie moja sprawa. W samych majtkach przeszedłem do kuchni i zacząłem robić sobie coś do picia, by później pójść pod prysznic.

 Właśnie piłem napój, kiedy do kuchni weszła zaspana dziewczyna.
-Ja tego nie rozumiem- mamrotała.
-Czego znowu Nelle?- westchnąłem. Czasami jej przemyślenia potrafiły być tak głupie.
-Cały czas siedzisz w biurze, a jesteś bardziej opalony ode mnie.
-Gdybyś wychodziła również za dnia, to też by cię słonko złapało. Ale nie... Ty prowadzisz nocny tryb życia.
-Przynajmniej w nocy nie zauważą mnie moi rodzice- założyła ręce na piersi.
-Kiedy zamierzasz do nich wrócić?
-Już ci się znudziłam?
-Jedyne co mi się znudziło, to kupowanie ci fajek. Mogłabyś przestać palić.
- Dobre obiady są?- cholera, wzięła mnie pod włos- Też sądzę, że temat skończony- bez słowa wyminąłem ją i poszedłem się wykąpać. Janelle potrafi być bardzo wkurzająca. Nie wnikam w jej życie intymne, aczkolwiek się o nie obawiam. Nie mam siły by kontrolować ją na imprezach. Rano wstaję wcześnie i muszę być w pracy, wieczorem marzę tylko o łóżku, tymczasem ona wychodzi. Nie wiem, dlaczego ale nie ufam jej w pełni. Ostatnio wróciła do domu nad samym ranem. Okej, nie mam nic przeciwko, tylko że przyprowadził ją jakiś koleś, bo sama zainteresowana nie była w stanie, aby dojść do domu. Nie mogę jej przecież powiedzieć: "Zostań w domu". Nie jestem jej rodzicem. Jest jeszcze młoda, a w takim stanie nie trudno byłoby ją wykorzystać. Nie mogę narzekać, bo Nelle to cudowna dziewczyna, szkoda, żeby się zmarnowała, albo żeby ktoś ją wykorzystał w jej chwili słabości. Nie pozostało mi wiele czasu do wyjścia. Dokończyłem szybko moją kąpiel i nawet nie kłopocząc się z oznajmianiem mojej współlokatorce, wyszedłem do pracy. Cudownie. Kolejne  8 godzin wysłuchiwania i wyciągania z ludzi ich własnych, pogmatwanych historii. Jupi.... Już się nie mogę doczekać. Bez kilku kaw się nie obędzie. Przypomni mi ktoś, dlaczego wybrałem taki zawód? Ah tak... Rodzice: "Lou, idź na psychologię. To dobrze opłacalne. Zobaczysz, to twój zawód. Będziesz szczęśliwy". Później, kiedy uczęszczałem na studia, zapisałem sobie w kalendarzu, aby nie słuchać rodziców. I tak oto wylądowałem w New Jersey. Czy narzekam? Nie. Tutaj praktycznie żadna dziewczyna nie może się oprzeć mojemu brytyjskiemu akcentowi, przez co nie narzekam na niepowodzenie. W Anglii taki akcent to codzienność i nikt się nim nie zachwyca. Szczerze mówiąc to nie wiem, co jest w nim takiego "podniecającego". Francuzi, oni to dopiero mają akcent i język, a zwłaszcza śliczne Francuzki.... Koniec Louis. Skup się na drodze, bo jeszcze spowodujesz jakiś wypadek. Po kilku chwilach byłem już na miejscu. Nie żebym nie lubił swojej pracy, ale słuchanie czyichś problemów bywa uciążliwe. Po kilku takich sesjach moja głowa pęka w szwach. Nie polecam nikomu. To prawda, jest opłacalna, można to stwierdzić po tym, że jeżdżę porsche, w którym już zdążyłem zmienić kierownicę na lewą stronę, co nie jest tanie, ale na pewno wygodniejsze przy prawostronnym ruchu ulicznym. Dobrze, że Pam dała sobie w końcu spokój w podrywaniu mnie. To było dziwne. Czy związków w firmie nie zabrania etyka? Najwyraźniej ta dziewczyna nie jest z nią zapoznana. Było minęło. Nie ma co rozpamiętywać. Zabawne jest to, jak niektóre z moich pacjentek próbują oderwać moją uwagę od pracy i zaczynają ze mną flirtować. Muszę się wtedy mocno powstrzymywać, żeby nie zacząć się śmiać, co nie jest łatwe. Relacja lekarz- pacjent również nie jest etyczna, obojętne czy jesteś pediatrą, psychiatrą, psychologiem, albo laryngologiem. Nie i już. Praca to praca, a nie biuro matrymonialne. Nie mam jeszcze co narzekać. To dopiero moje pierwsze lata w branży. Ciekawe, co powiem za kilka lat, o ile sam nie będę musiał mieć prywatnych sesji. Dzisiaj nie mam najlepszego humoru, więc może zostanę w pracy i nie będę wracał do domu. Bardzo lubię swoje mieszkanie i Janelle oczywiście też, ale zdecydowanie wolę nie widywać jej codziennie w takim stanie, w jakim muszę. Kiedy wychodzi z domu, jest ładnie ubrana, umalowana i... trzeźwa. Tak, tego słowa mi brakowało. Jednak kiedy wraca, hm to cóż. Zdarza jej się wrócić w jednym bucie, z rozdartymi dżinsami, spływającym makijażu i prześmierdniętą alkoholem i papierosami, ah no i potem oczywiście. To jest męczące. Żal mi patrzeć na tak młodą dziewczynę, która się już marnuje. Chciałem z nią porozmawiać. W końcu mam w tym wprawę. Ale w tym jest ten ambaras, żeby dwoje chciało naraz. A ona nie chce. Nie przywiążę jej przecież do krzesła, nie zaknebluję i nie każę słuchać. To nie na tym polega. Boję się o nią. Rozmawiałem nawet z Nil, a wczoraj nawet z Kenziem. Jak się okazało, chłopak żyje i jest możliwość, aby przywrócić mu sens życia, ale to już działka Horana. Życzę im jak najlepiej. Wracając... Przyjaciele Quinn nie są również zachwyceni i wielokrotnie jej to wypominają, ale ona nie da sobie przemówić do rozsądku. No tak. Nawet do mądrości trzeba dorosnąć. Ani się obejrzałem, a już mogę wychodzić do domu. Aczkolwiek ta kozetka nie wygląda na niewygodną. Może by tak... Ogarnij się Tomlinson! Masz mieszkanie, a tam o wiele wygodniejsze łóżko "i irytującą mieszkankę" dodała moja podświadomość. Trudno. Muszę postawić Nelle ultimatum. Zależy mi na niej, ale muszę ją przywrócić do porządku. Z tą bojową myślą wracałem do domu. Wchodząc do mieszkania jak zwykle powitały mnie piękne zapachy, z którymi zapewne już mogę się pożegnać po burzy, jaką zamierzam wywołać. Ściągnąłem buty i zamaszystym krokiem wszedłem do kuchni. Nikogo tam nie zastałem, więc skierowałem się do salonu. W progu zatrzymałem się oniemiały. Na środku pomieszczenia stała Nelle w sukience, "niezwykle krótkiej" dopowiedział mój mózg. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się delikatnie.
-Hej- mruknęła nieśmiało.
-Wow. Do którego klubu się tak wystroiłaś?- nie mogłem powstrzymać się od uszczypliwego komentarza.
-Nigdzie dzisiaj nie wychodzę- spuściła głowę.
-Cóż za zmiana. Już ci się środki na alkohol skończyły?- nie wiem czemu, ale nie potrafiłem powstrzymać mojego ciętego języka.
-Nie...
-Więc skąd ta zmiana- uniosłem brwi. Dziewczyna powoli podniosła głowę i wzięła głęboki oddech, jakby chciała się uspokoić. Posłałem jej ponaglające spojrzenie i zaczęła mówić, a właściwie to się jąkać.
-Ja... um, chciałam cię przeprosić i... podziękować. Wiem, że jestem trudna.... to znaczy... ugh, sprawiam problemy... na zbyt dużo sobie pozwalam... zwłaszcza, kiedy nie powinnam. Wykorzystałam cię Lou. Ciebie i twoje mieszkanie...
-Chyba nie otworzyłaś tutaj domu publicznego?!
-Nie! Nie, no co ty... chodzi mi o to, że chowam się u ciebie. Do tego każę ci kupować mi alkohol i fajki. Podziwiam cię za cierpliwość. Już dawno powinieneś mnie wykopać i w ogóle. Dzisiaj po kolacji wracam do domu. Nie będę ci już więcej sprawiać kłopotu.
-Nelle... Przyznam ci rację. Czasami mnie denerwowałaś. Nie mogę pojąć, dlaczego tak imprezujesz... Rozumiem, młodość, ale jeszcze masz na to wszystko czas. Nie przeszkadza mi twoja obecność tutaj, gdybyś tylko nie wychodziła co wieczór. Po prostu się o ciebie martwię. Możesz zostać ile chcesz, to nie problem, ale przystopuj, proszę cię. To się źle skończy, jeśli nie przestaniesz. A teraz chodź- złapałem ją za rękę- Jestem strasznie głodny- uśmiechnąłem się i pociągnąłem ją do stołu.
 -Lou- zatrzymała mnie- Dziękuje- przybliżyła się i złożyła na moich ustach delikatny pocałunek, który całkowicie mnie zaskoczył. Po chwili już siedziała przy stole i nakładała jedzenie na talerze. Cały wieczór spędziliśmy bardzo miło, pijąc wino, oglądając filmy i śmiejąc się na całego. Co mnie zadowoliło, Janelle ani razu nie wyszła zapalić. Możliwe, że po prostu nie miała papierosów, ale nawet gdyby, to nie prosiła mnie o ich kupno. To był zdecydowanie najmilej spędzony z nią czas, odkąd zaczęła się u mnie "ukrywać".
______________________________________________
Proszę państwa mamy już maj! A z majem zawitały 4 tys. wyświetleń, z czego jestem niesamowicie dumna! Dziękuję Wam wszystkim bardzo i znowu przepraszam, za czas oczekiwania ( o ile ktoś czekał ;>). Za komentarze również dziękuję serdecznie. Życzę udanej majówki, bo jeszcze trochę tego weekendy nam zostało przecież ;) Ah, tak. Chciałam dodać zdjęcie Nelle w sukience, ale nie miałam go na dysku i nie chciało mi się ściągnąć. Osobiście nie lubię linków w tekście, bo lepiej,kiedy zdjęcie jest już załadowane, ale mówi się trudno ;x Zapraszam również na mój drugi blog :D
Żegnam się z Wami~Lady Morfine <3

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 13



*Perspektywa Cataleyi*
Ostatnie tygodnie to była jakaś istna masakra. Kompletnie się wszystko mówiąc kolokwialnie popierdoliło. Co się z nami dzieje? Razem z Nelle i Kenziem spędzamy coraz mniej czasu razem, bo ja i mój przyjaciel pracujemy. Nie gadamy już tak często jak zawsze, a co gorsza nie mówimy sobie o wszystkim. Chodzi mi tutaj konkretnie o Lukasa. Jak mógł mi nie powiedzieć, że Niall z nim zerwał. No przepraszam, ale jako jedna z przyjaciółek powinnam o tym wiedzieć i opierdolić za to, co zrobił, skoro ten słodki Irlandczyk z nim zerwał, albo pójść z nim na imprezę i schlać się tak, aby zapomnieć o całym świecie, jeśli okazałoby się, że to jednak nie jego wina. Przecież dobrze wie, że zawsze może liczyć i na mnie i na Quinn. Od tego ma się przyjaciół. Szczerze się zdziwiłam, kiedy Horan mnie o tym poinformował, ale nie powiem, bo przewidywałam taki obrót akcji, prędzej czy później to musiało się zdarzyć. Byłoby zbyt pięknie. Znam bruneta bardzo dobrze, mimo iż łączy nas jedynie kilka lat stażu. Wiem, że nie łatwo jest być z nim w związku. W związku z żadnym z nas nie jest łatwo. Każde z nas przeszło w życiu swoje, przez co jesteśmy, jacy jesteśmy. Nie da się nas zmienić. Często cierpimy przez nasze błędy. Ludzie co rusz nas zostawiają, dlatego jesteśmy dla nich oschli i nie potrafimy im zaufać. Sądziłam jednak, że pomiędzy tą dwójką wszystko było dobrze. Zawsze uśmiechnięci, zapatrzeni w siebie, nie kontaktowali ze światem, kiedy byli razem. Rozmawiałam jeszcze wcześniej z Kenziem o jego chłopaku i mówił, że między nimi jest wszystko jak najbardziej w porządku. Zresztą to było widać. Może się sobie do tego nie przyznali, ale tą miłość między nimi było widać na kilometr i to gołym okiem. Ten świat jest dziś jakiś popierdolony. Byłam wściekła. Nie tyle na Horana, bo nie wierzyłam w jego winę. Musiał mieć ku temu jakiś powód. Inaczej by tego nie zrobił. Wina podobno zazwyczaj leży po obu stronach, ale w tym wypadku większa jej część musiała leżeć po stronie brązowookiego. Zastanawiałam się tylko, co tym razem zrobił. Oczywiście mogłam o to zapytać blondyna, ale to i tak było idiotyczne, gdyż wyszłam na idiotkę nie wiedząc o zmianie statusu jednej z najważniejszych mi osób. No sorry. Ja też mam własne życie i nie zawsze mam czas, aby martwić się o innych, choć powinnam. Mój błąd. Chciałam jak najprędzej zobaczyć się z, jak myślę poszkodowanym tej sprawy, aczkolwiek nie miałam na to czasu, a on również unikał mnie i Janelle jak ognia. Co się z nim stało? Czyżbyśmy powrócili do punktu wyjścia? Tak samo zachowywał się, kiedy przeprowadził się z Chicago. Pokazywałyśmy mu, że może na nas liczyć, ale on nadal był zamknięty w sobie i nie potrafił nam zaufać. Przez jego biseksualność został naprawdę skrzywdzony. Chciałyśmy go uświadomić o naszych intencjach względem jego osoby, ale on był jak bezbronne dziecko. Bał się nas i jakiegokolwiek zbliżenia. Można powiedzieć, że to my pokazałyśmy mu jak się żyje, mając wyjebane na wszystko i wszystkich dookoła. Myślałam, że po tym wszystkim stał się silniejszy. W tej chwili mam zamiar zabić jego byłego chłopaka, bo wszystko nad czym tak bardzo pracowałyśmy, aby pomóc oswoić się Kenziemu poszło się właśnie jebać. Tego strzegliśmy się najbardziej. To był powód, dla którego nie dopuszczaliśmy do siebie nikogo nowego. A teraz to się stało. Jedna osoba zniszczyła bardzo wysoki mur. Prawda jest taka, że jesteśmy jak trojaczki. Jedno z nas cierpi, pozostała trójka czuje to samo. Jedno się śmieje, reszta robi to samo. Nie potrafiłam być zła na Nialla. Chociaż nie. Potrafiłam. Tylko nie mogłabym mu nic zrobić. Przysięgam, jeśli na jego miejscu byłby ktoś inny, już by nie żył. Wiedziałam jednak, że jest on tak samo kruchy jak Kenzie. Muszę coś z tym zrobić. Po części znam już wersję Nialla, teraz tylko muszę wysłuchać zeznań Lukasa. Dużo prościej byłoby, gdyby ten gnojek odebrał ode mnie telefon. Ale nie. Nigdy nie może być zbyt łatwo, przecież to on. Zachowuje się jak dzieciak. Przez to wszystko zaczęłam mu słać głupie wiadomości typu:
Do: Kenzie x
„Cześć po prostu cię spotkałam”
„I to jest szalone”
„Ale odpisz w końcu do cholery!”


Jakbym miała mało zmartwień to przespałam się z Malikiem. Na dodatek w moim miejscu pracy. Oh kłopoty to mnie chyba kochają. Nie wiem, jak mam się teraz przy nim zachowywać, dlatego tak jakby go unikam. Jestem głupia. Narzekam, że Kenzie zachowuje się jak dziecko, a sama unikam kontaktu z chłopakiem, z którym wylądowałam w łóżku. To dziwne. Dlatego nigdy nie chciałam robić tego ze znajomymi. O wiele lepiej czułam się ze świadomością, że moja „ofiara” nie zna nawet mojego imienia i prawdopodobnie nigdy w życiu już jej nie spotkam. Co mnie do cholery podkusiło, żeby to zrobić? Czuję się niezręcznie. Co prawda po szybkim numerku Zayn postanowił na mnie zaczekać przy barze, co już stworzyło dziwny nastrój. Byłam przyzwyczajona do krótkich pieszczot i szybkiego pożegnania. A on po prostu na mnie czekał. Musiałam coś z tym zrobić. I zrobiłam. Serwowałam Mulatowi najmocniejsze drinki, jakie tylko potrafiłam przygotować. Pod koniec mojej zmiany chłopak raczej już nie kontaktował, więc 
kulturalnie wzięłam go pod ramię, zaprowadziłam do domu, ułożyłam w łóżku i wyszłam. Niestety, kiedy wróciłam do swojego domu nie mogłam zasnąć. To dziwne, bo noc była naprawdę męcząca. Nie potrafiłam zmrużyć oka. Na moją niekorzyść rodzice byli w domu i nie mogłam spokojnie zapalić w moim pokoju. 

Szybko się ubrałam. Pogoda nie była jakaś oszałamiająca, więc założyłam cieplejsze ciuchy.

Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wygrzebałam z mojej torby paczkę szlugów, schowałam ją do stanika i powolnym krokiem wyszłam z domu. Nie lubiłam palić w miejscach publicznych. Fakt, że nie miałam tych dwudziestu jeden lat, przyprawiał mnie o wzrost adrenaliny. Nie wiem, co zrobiliby moi rodzice, gdyby dowiedzieli się o moim nałogu. Na pewno nie byliby wniebowzięci. Nie chcę nawet o ty myśleć. Muszę znaleźć miejsce, gdzie możliwie nikt nie chodzi, żeby nie mogli mnie przyłapać. Trudno, pójdę do parku. Na miejscu rozejrzałam się dookoła, aby zorientować się, czy ktoś idzie. Nie. Usiadłam na ławce i odpaliłam papierosa. Siedziałam spokojnie, myśląc o wszystkim, bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy. Ludzie zaczęli przechodzić koło mnie. Nie chciałam okazywać jakiegokolwiek stresu, inaczej mogliby się doczepić do mojego wieku. Zza rogu wyszedł jakiś facet w średnim wieku. Schyliłam moją głowę, bo od samego początku mi się przyglądał. Ponownie się zaciągnęłam, kiedy usłyszałam:
-Nie pal- tak, to był ten starszy mężczyzna.
-Mhm- mruknęłam jedynie na odczepne. Nie pierwszy raz ktoś mi zwracał uwagę. Nigdy się tym nie przejmowałam. Powie i pójdzie dalej. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie, więc uniosłam głowę. Przede mną dalej stał ten typek. Popatrzyłam na niego ze zdezorientowaniem na twarzy.
-Wyrzuć to- powiedział. Okej dziwne…
-Dobrze, tylko skończę- posłałam mu pełne irytacji spojrzenie.
-Wyrzuć to teraz- jeszcze raz popatrzyłam na mężczyznę. Nie żeby coś, ale przyganiał kocioł garnkowi. On sam miał w dłonie peta.
-Pan też pali- zwróciłam mu uwagę.
-Ja robię to już ponad 20 lat, raczej nie dam rady z tym skończyć. Ale ty? Dlaczego to robisz? Ile ty masz w ogóle lat?- Facet cały czas patrzył mi w oczy, co było już naprawdę bardzo wkurzające. Ale chwila. On zapytał ile mam lat. Nila, myśl! Nie możesz powiedzieć, że jesteś niepełnoletnia. Cholera. Podobno czasami wyglądam na te 21, ale czy akurat dzisiaj?
-22- wypaliłam bez zastanowienia, starając się brzmieć w miarę naturalnie.
-Co? Nie wyglądasz na tyle.
-To na ile wyglądam- posłałam typkowi wyzywający wzrok. Uniosłam wysoko głowę, aby nie dać nic po sobie poznać.
-18- cholera. Czy on może mnie skądś znać? Nie, to niemożliwe. Inaczej też bym go kojarzyła.
-Jak widać, myli się pan- uśmiechnęłam się złośliwie.
-A więc dlaczego to robisz? Ja byłem głupi i skończyłem z fajką między zębami. Ale ty jesteś młoda, niepotrzebnie marnujesz sobie życie- starałam się pohamować prychnięcie.
-Problemy- niech on się już odczepi, do cholery.
-Jakie ty możesz mieć problemy?! Jesteś jeszcze dzieckiem- dobra, trzeba jakiś dobry kit wymyślić, to może sobie pójdzie.
-Chłopak- po części była to prawda. Malik zajmował moje myśli.
-Dziewczyno! Żaden nie jest tego wart. Koło ciebie na co dzień chodzi kilka tysięcy mężczyzn. Nie ma nad czym rozpaczać. Idź się kochaj, albo na piwo, ale nie przejmuj się- zdążyłam już wypalić, więc wstałam i zaczęłam się zbierać, aby wrócić do domu- Obiecaj mi, że to był twój ostatni papieros.
- Tak, jasne- skłamałam gładko- Przepraszam muszę iść.
-Nie przejmuj się, jesteś taka ładna. Znajdziesz kogoś. W którą stronę idziesz?
-Muszę jeszcze zahaczyć o sklep, a pan?
-Idę do baru, na piwo. Idziesz ze mną?- cholera. Chętnie bym się napiła. Od przeszło tygodnia tego nie robiłam. Szkoda tylko, że skłamałam o mojej pełnoletniości, a w pubie zapytają mnie o dowód, przynajmniej za dnia.
-Nie dziękuję, umówiłam się z bratem- gdyby jeszcze był w mieście…
-To musimy się pożegnać- koleś przytulił mnie. Stałam jak wryta. On chyba uciekł z oddziału psychiatrycznego- Jesteś taka słodka. Nie pal więcej.
-Mhm. Dowidzenia- odeszłam szybkim krokiem w stronę domu po drodze przewracając oczami. Ten świat jest jakiś pojebany, a zwłaszcza ludzie. Muszę zapamiętać, żeby więcej nie chodzić do tego parku, przynajmniej ze szlugiem w ręce. Takie coś zdarzyło mi się po raz pierwszy. Wielokrotnie ktoś mnie upomniał, ale tylko to i szedł dalej. Ziomek musiał być serio zdesperowany i szukał towarzystwa. Ugh. Nigdy więcej. Nawet fajki nie mogę w spokoju zapalić. Muszę sobie załatwić zioło. Tak na uspokojenie. Potem będę myśleć, co z Malikiem i Kenziem. Na razie nie mam na to siły. Ledwo przekroczyłam próg domu, a mój telefon dał o sobie znać. Popatrzyłam jeszcze tylko na godzinę. No tak 15. Teoretycznie teraz dopiero bym wstała po pracy. Odczytałam sms.
Od: Malik x
„ Hej, co tam? Możemy się dziś spotkać? Właściwie, to wyjdź na zewnątrz. Czekam w samochodzie. x”
No pięknie. Nie łaska było mnie wcześniej zapytać. Może ja śpię? Choleracholeracholera. Może napisać mu, że nie ma mnie w domu? Nie. To by było dziecinne. Dobra, czas uświadomić ruchaczowi, że to był jednorazowy, nic nieznaczący wyskok. Wdech i wydech. Otwieramy drzwi, widzimy samochód Zayna, i samego właściciela. Kurwa. Czemu on zawsze musi wyglądać tak dobrze? Nila, ogarnij się. Myśl racjonalnie. Chłopak stał z rękami za sobą, ale po chwili wyciągnął zza siebie dłonie z papierosem i zaciągnął się, wypuszczając dym.
-Hej- przywitał się- Jedziemy do mnie?- jedynie skinęłam głową, a on otworzył mi drzwi od strony pasażera. Zapowiada się długa rozmowa…


*Perspektywa Janelle*
Jakieś dwa dni temu dostałam wiadomość od Nil, informującą mnie o rozstaniu Nialla i Kenziego. Wszystko byłoby okej, gdybym dowiedziała się o tym od samego zainteresowanego, a nie od przyjaciółki. Nie rozumiem co się stało z tym chłopakiem. Dawniej zapewne zaraz po takim czymś siedziałby u mnie w pokoju, klnąc i wyzywając swojego byłego partnera bądź partnerkę, a teraz nawet  nie napisał głupiego smsa. Zaczynamy się od siebie oddalać, co stanowczo mi się nie podoba. Gdzie się podziała ta trójka muszkieterów sprzed dwóch lat? Owszem dorośli, ale nie sądziłam, że na tyle, by przestać się ze sobą praktycznie widywać. Rozumiem, praca i tym podobne, jednak Nil, zawsze znajdzie czas, żeby napisać do mnie chociaż głupią wiadomość, naśmiewając się ze swoich klientów, czasami dzwoni i mówi, że tęskni i ze świruje, ale nie ma jak się ze mną spotkać. Nie mam jej tego za złe. Wiem, jak jest u niej w domu i nie dziwię się jej, że chce zacząć sama na siebie zarabiać. Prawda jest taka, że z jej rodzicami nigdy nie jest nic pewne. Jednego dnia jest zajebiście, potrafią się ze sobą uśmiechać i tym podobne, a następnego, potrafią na nią krzyczeć o byle gówno. Nie ma dziewczyna łatwo w życiu po żadnym względem. Jej rodzeństwo już dawno stąd wyjechało i przyjeżdżają jedynie od wielkiego święta i ze względu na młodszą Courney. Jej rodzice powinni się cieszyć, że chociaż ona im została, ale nie mają co się długo cieszyć. Z tego co wiem, to Nila zamierza się stąd jak najszybciej wynieść. Nie wytrzymuje tutaj psychicznie. Kilkakrotnie widziałam na jej nadgarstkach niewielkie zadrapania, zawsze równomiernie 3 kreski, co świadczyło o desperackich cięciach maszynką do golenia. Owszem, zauważałam je. Nie chciałam jednak nic na ten temat mówić. Raz spróbowałam, ale ona wymigała się zeszło nocną imprezą, kiedy to musiała przejść przez ogrodzenia. Wszystko byłoby w porządku i nawet połknęłabym haczyk, gdyby to znów się nie zdarzyło. To nie tak, że ona machała mi dłońmi przed oczami, bym zauważyła, nie. Zazwyczaj wtedy nosiła bluzy swojego brata, które zakrywały niemal czubki jej palców u rąk, aczkolwiek czasami było zbyt gorąco i musiała podwinąć przydługi materiał. Wiem, że ona nie zrobiła by sobie krzywdy tak, aby ze sobą skończyć. Po prostu uwielbiała ból. Wierzyła w twierdzenie, ze ból fizyczny zagłusza psychiczny, z którym niestety sobie nie radziła. Szczerze wolałam, kiedy ten ból zadawała sobie, robiąc kolejny kolczyk w ciele, niżeli miałaby to robić jakąś żyletką. Pewnie chciała spróbować czegoś nowego. Nic nie mogłam na to poradzić, mogłam tylko być przy niej, kiedy mnie potrzebowała. Zawsze była silna, nie chciała niczyjej pomocy, zamknięta w sobie. Nawet mnie i Kenziemu ciężko było cokolwiek z niej wyciągnąć. Za to dobry kontakt miała i ma z narzeczonym jej drugiej siostry. Nie wiem, jak, ale czasami Will wiedział dużo więcej ode mnie. Musiał zdobyć zaufanie Cataleyi, a to naprawdę nie było łatwe.  Nie lubi rozmawiać o swoich kłopotach, bo wtedy czuje się słaba, a na to nie chce sobie pozwolić. Już zdecydowanie za dużo miała chwil słabości w swoim krótkim zyciu, jak to ona twierdzi. Żal mi jej. Jakkolwiek by się nie stawiała rodzicom, oni i tak postawią na swoim. Myślicie, że przecież nie jest tak źle, pozwalają jej chodzić co noc na imprezy, czego chcieć więcej? Może tego, by nie musiała się na te imprezy potajemnie wymykać, wychodząc przez balkon, kiedy są w domu. Jedyne na co jej pozwalają, to gra w koszykówkę i jazda na snowboardzie. Oni są jakimiś pieprzonymi fanatykami sportu. Nieraz byłam świadkiem, gdy mówili do niej, że skoro nie jest dobra z nauki, to niech chociaż wykazuje się ze sportów. Udawała, że ją to nie rusza, kiedy krzyczeli na nią mówiąc, że nie ma serca i nikt nie będzie jej chciał. Błąd. Stała się zimną suką właśnie przez nich. Przestała okazywać uczucia do innych. Nigdy nie słyszałam, by mówili do niej „Kocham Cię”, kiedy moi rodzice mówili mi to na zakończenie każdej rozmowy telefonicznej, bądź kiedy jedynie opuszczałam dom. Czasem przyznam, było to żenujące, ale wtedy w moim środku rozlewało się ciepło, którego moja przyjaciółka chyba nie doświadczyła. Dlatego to ja zawsze pisałam do niej te dwa słowa, lub wymawiałam je na pożegnanie, a ona zawsze z uśmiechem, tak rzadko goszczącym na jej ustach, odpowiadała mi. Ale ja nie mogę jej zastąpić rodziców. Ona bała się tego zwrotu. Do mnie wypowiadała go jak do przyjaciółki, a nie rodziny. Była dzika. Kiedy raz jakiś chłopak po seksie powiedział jej, że od dawna mu się podobała i właśnie zdał sobie sprawę, że ją kocha, ona najzwyczajniej zebrała ciuchy, zaśmiała mu się w twarz i powiedziała, że był tylko zabawką w jej znudzonych rękach. Oczywiście nie dowiedziałam się o tym od niej, tylko od kolegi tego chłopaka, z którym wówczas ja się kumplowałam. Można by się długo wywodzić nad losem niemal najbliższej mi osoby, ale to nie ma sensu. Potrzeba cudu, aby się zmieniła. Ale jej jest tak chyba dobrze. Przynajmniej nie narzeka. Spojrzałam na zegarek. Właśnie dochodziła 13. Pasowałoby wstać i coś zjeść.
 Ubrałam mój ulubiony sweterek z kotkiem, rozczesałam różowe włosy, umyłam zęby i zeszłam na dół po kręconych schodach.

Nie uwierzycie, kogo tam zobaczyłam. Moich rodziców i to oboje. Siedzieli w kuchni, popijając białe wino i śmiejąc się z niewiadomo czego. Okej, na wstępie się przeraziłam. To nie zwiastuje nic dobrego.  Trochę niepewnie weszłam do kuchni.
-Hej- przywitałam się cicho.
-Cześć kochanie- uśmiechnęli się. Zrobiło się niezręcznie, kiedy wpatrywali się w każdy mój najmniejszy ruch.
-Okej. Co wy tu robicie?- zapytałam zmieszana.
-Jak to co? To nasz dom, mieszkamy- pominę fakt, że rzadko kiedy bywają w ty „swoim” domu.
-Aha- zabrałam się za robienie mojej kawy.
-Masz może jakieś plany na najbliższe dwa tygodnie?- zagadnęła moja mama.
-Ymm, chyba nie- zamyśliłam się.
-To wspaniale!- mój ojciec klasnął w dłonie, a ja popatrzyłam na niego zdezorientowana- Idź się spakuj. Jutro po południu masz samolot do Waszyngtonu- wyplułam moją kawę, na szczęście do zlewu.
-Po co?
-Jak to, po co? Chyba masz tam dziadków, pasowałoby ich odwiedzić- wytłumaczyła kobieta, a ja wciąż stałam, zupełnie nie wiedząc, o czym oni do mnie mówią. Po chwili jednak się opamiętałam.
-Nigdzie nie lecę!- niemal krzyknęłam. Może i bym się na to zgodziła, gdyby moja babcia nie była jaka jest. Ciężko jest znieść tą starszą panią, kiedy wtyka ci pod nos różnorakie maści, mówiąc, że pomogą ci. Tylko na co mi pomogą? Jakoś nie bolą mnie stawy, ani nic w tym stylu. Moja babcia, można powiedzieć, jest uzależniona od lekarstw. Codziennie łyka po kilka tabletek jakiegoś leku, który silnie uzależnia i można go stosować jedynie, kiedy zaleci go lekarz, ale ona nic sobie z tego nie robi. Do tego wierzy, że jakieś nalewki z kościoła ją uzdrowią, więc pije kieliszek dziennie. Wszystko byłoby fajnie, gdyby to było bezalkoholowe, tymczasem to jest mocniejsze niż wódka. Nigdy nie zapomnę, jak raz pojechałyśmy z Nil w odwiedziny do moich dziadków. Babcia poprosiła nas, abyśmy pojechały na drugi koniec miasta po ową nalewkę do jakiegoś klasztoru. Jako, że nie miałyśmy nic lepszego do roboty to pojechałyśmy. Na dodatek nie mogłyśmy znaleźć tego kościoła i tułałyśmy się po nieznanych dzielnicach, wypytując nieznajomych o drogę. W końcu zmęczone dotarłyśmy na miejsce. Z uśmiechami ulgi weszłyśmy do przyklasztornego sklepiku, a Courney jak to Cournej wyrwała się do zamówienia produktu.
-Dzień dobry! My po słynną nalewkę kapucyna- omal nie parsknęła śmiechem. No fakt, nazwa była ciekawa. Wolałam jednak nie wnikać w to, co pija moja babcia i dlaczego robi to z tak wielkim zamiłowaniem.
-A dowodzik mogę prosić?- kobieta za ladą zbiła nas z tropu. Na naszych twarzach malowało się niemałe zdziwienie.
-A-ale jak to?- Nilę zatkało.
-Nalewka kapucyna ma ponad 50%, jeśli nie mają panie dowodów tożsamości, to nie mogę jej sprzedać- w tamtej chwili nasze szczęki leżały na podłodze. Tego się nie spodziewałyśmy. Nie mogłam uwierzyć, że moja babcia posłała mnie po coś takiego na koniec miasta, żebym wróciła z kwitkiem. Nie mogłyśmy zrobić nic innego, niż podziękować i w zaskakująco szybkim tempie opuścić lokal i wrócić do domu. Przez całą drogę powrotną nie odzywałyśmy się do siebie z przyjaciółką, wciąż próbując dojść do siebie.
Teraz na samo wspomnienie na moje usta wstępuje uśmiech. Miło jest powspominać coś takiego. Może i zgodziłabym się na wyjazd, ale nie sama. Wiem jednak, że ani Kenzie ani Nila nie pojadą ze mną, bo oboje pracują. Nie ma mowy, abym pojechała tam sama i to na 2 tygodnie! Wolę umrzeć!
-Nie pyskuj! Radzę ci w tej chwili iść na górę i zacząć się pakować- powiedział złowrogo na mnie patrząc mój ojciec. Rzuciłam im chłodne spojrzenie i zniknęłam na schodach. Ani mi się śniło pakować. Muszę coś zrobić i wymknąć się niepostrzeżenie w domu. Jednak gdzie pójdę? Pierwsze co zrobią, to zadzwonią do Nil, więc ona odpada. Później wyjaśnię przyjaciółce, co się ze mną dzieje. Do Kenziego też nie pójdę. Nasze mamy pracują razem, więc nie mogę liczyć na dyskrecję. Niall odpada, chyba z rzeczywistych powodów, Zayna pewnie nie ma w mieście. Pozostaje Louis… W sumie to nie jest głupi pomysł. Dał mi klucze do swojego mieszkanie, więc poniekąd musiał wiedzieć, na co się zgadza. Jego błąd. Nie wahając się ani chwili dłużej poszłam do łazienki, wzięłam krótki, ale orzeźwiający prysznic, po czym ubrałam się w świeże ciuchy. Zgarnęłam z półek kilka kosmetyków, po czym włożyłam je do kosmetyczki. Podeszłam do szafy, zastanawiając się, co wziąć.
 Jeszcze nie wiem ile dni spędzę u Tomlinsona. Może nie wyrzuci mnie już dziś.

Spakowałam kilka koszulek, dżinsy, szorty i byłam gotowa. Jeszcze tylko bluza, kurtka, buty i w drogę. Założyłam plecak na plecy i jak najciszej kierowałam się w stronę wyjścia z domu. Trwało to trochę długo, ale udało mi się. Po ciuchu zamknęłam drzwi wejściowe i ruszyłam biegiem do rogu ulicy. Kiedy tylko za nim zniknęłam zwolniłam i zaczęłam się kierować w stronę mieszkania Louisa. Czekało mnie przynajmniej pół godziny marszu, jednak nie zraziłam się. Ze słuchawkami w uszach mogę iść nawet na koniec świata, ale przypuszczam, że nie tylko ja. Chwile potem byłam na miejscu. Wygrzebałam klucze i otworzyłam drzwi mieszkania. Zostawiłam moje rzeczy w salonie. Z racji tego, że nie miałam co robić, zanim Tommo wróci z pracy, postanowiłam ugotować mu obiad. Na pewno będzie głodny. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zamek w drzwiach został przekręcony, a do kuchni wszedł zdezorientowany Tomlinson.
 Wszystko na spokojnie mu wyjaśniłam, przy obiado- kolacji, a on bez wahania postanowił mnie przygarnąć na kilka dni. Byłam mu strasznie wdzięczna. Wieczorem, kiedy już leżeliśmy w łóżku, w kompletnej ciszy, postanowiłam się odezwać.
-Louis?
-Mhm…
-Powiedz mi coś, czego o tobie nie wiem- poprosiłam. Chłopak odpowiedział dopiero po krótkiej chwili, jak mniemam zastanowienia.
-Nie lubię marchewek- szepnął mi na ucho. Nie czegoś takiego się spodziewałam.
-Jesteś idiotą- mruknęłam, wtulając się w jego bok, a on objął mnie ramionami w pasie.
-Przesadzasz- zaśmiał się.
__________
Miał być tak na 3,5 tys. Wyświetleń, ale nie mogłam się zabrać za napisanie go. Niby już wszystko miałam w głowie, ale tak dziwnie nie miałam chęci tego napisać. Nie wiem, kiedy następny. Ale zachęcam do odwiedzenia zakładek: Informowani i Spis rozdziałów. Dziękuję wszystkim, którzy czytają i komentują, nawet nie wiecie, jakie to dla mnie ważne. Poza tym jaram się, bo za 10 dni zobaczę się z Nelle. Nie widziałam jej 8 miesięcy! I można powiedzieć, że mimo iż długo się nie znamy, to tęskniłam <3 Do następnego koteczki! Cyu~Lady Morfine <3