wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 9



*Perspektywa Nialla*
-Miłość kwitnie wokół nas…- nuciłem sobie pod nosem piosenkę z Króla Lwa. Wiem to troszkę dziecinne, ale mam wręcz zajebisty humor. A to wszystko dzięki Lukasowi. Minęło już trochę czasu od naszego numerku. Nie czujemy wobec siebie żadnego skrępowania. O dziwo nie przeszkadza mi nawet to, że chłopak podzielił się wszystkimi szczegółami z naszej nocy ze swoimi przyjaciółkami. Na początku rzucały w naszą stronę różne aluzje, ale mój chłopak jedynie z tego żartował, więc ja też zacząłem. Teraz nie robią tego tak często jak na początku. Może jest to spowodowane tym, że od tamtej nocy nie uprawialiśmy kolejny raz seksu. W każdym razie, czuję się wyśmienicie. Nie jestem już samotny, tak jak kiedyś. Mam przyjaciół i wcale nie boję się nazwać tym mianem całej piątki. Dzięki nim stanąłem na nogi i wiem, że mogę na nich liczyć w każdej chwili. W moim brzuchu cały czas burczy, a minęło dopiero piętnaście minut od czasu, kiedy wstałem z łóżka. Zastanawiałem się, czy nie iść zjeść na mieście, ale doszedłem do wniosku, że raz na jakiś czas mogę spożyć cokolwiek w domu. Zazwyczaj wolałem jeść poza nim. Nie jestem najlepszym kucharzem i nie chcę ryzykować własnego życia, jednak płatki z mlekiem nie są najgorszym wyjściem z sytuacji. Krzątałem się po kuchni w samych bokserkach. Nikogo nie ma w dom, więc po co się ubierać? Niech żyje wolnoooość. Cholera. W tym domu nawet płatków śniadaniowych nie ma. Hm… No cóż. 
 Ostatecznie oreo też może być.

Po szybkim posiłku zacząłem się nudzić. Nie chcę cały dzień zalegać w domu. Kenzie znalazł sobie pracę i jest trenerem w siłowni na okres letni. W sumie to mógłbym go odwiedzić, ale tak jakoś nie lubię potu, wysiłku i tych rzeczy. Powinienem się zacząć starać, bo mimo wszystko nie jestem tak umięśniony jak on. Czasami nachodzą mnie wątpliwości odnośnie tego, że mnie zostawi, ponieważ pozna kogoś bardziej wysportowanego ode mnie w swojej pracy. Szczerze go nie rozumiem. Tutaj jest tyle przystojnych chłopaków, opalonych, umięśnionych, a ja? Mały, chudy, blady, z brzuszkiem i aparatem na zębach. I jak tu nie mieć wątpliwości? Może powinienem z nim porozmawiać. Chyba potrzebuję zapewnienia, że mnie nie zostawi. Obawiam się tylko, że mogę nie dostać takiej odpowiedzi, jakiej oczekuję. To wszystko może okazać się niekończącym snem, a ja obudzę się sam w nowym mieście bez tego, co zdążyłem już posiąść. Przez takie myślenie moje oczy się szklą. Nie mogę się mazać, muszę żyć chwilą! Może nie jestem kobietą, ale jestem gejem i w takich sytuacjach również pomagają mi zakupy. Przebrałem się więc szybko, by udać się do centrum handlowego, a później może przejdę się promenadą.  Ten plan jest wręcz doskonały.  Mam nadzieję, ze w tym czasie zdążę zapomnieć i przestanę się zadręczać. Przebywanie w galeriach i sklepach zawsze mnie uspakajało. To miejsce miało w sobie coś kojącego. Chodziłem między wystawami oraz stertami ciuchów i czułem się niesamowicie. Owszem, było to męczące, ale też odprężające. Wtedy martwiłem się tylko, czy koszula, która mi się podoba będzie pasowała do którejś z rzeczy, znajdujących się już w mojej garderobie. Nie powiem, zaszalałem dzisiaj z zakupami. Ale co mi tam. Ciuchów nigdy za wiele.  Wracałem właśnie do domu, obładowany kilkoma torbami ze sklepów.



Kierunek- dom. Jestem padnięty. Ale nie. Zawsze coś musi pokrzyżować plany. Skrzywiłem się na dźwięk dzwonka mojego telefonu. Jednak, gdy ujrzałem napis, widniejący na wyświetlaczu, moje pretensje zniknęły. Dwa wyrazy i ta uśmiechnięta mordka, a świat staje się bardziej kolorowy. Pospiesznie odebrałem telefon, przykładając go do ucha.
-Co tam kochanie?- uśmiechnąłem się na samą myśl, jak to pięknie brzmi.
-Hej. Jakieś plany na wieczór? Może spędzilibyśmy go razem? Szykuję się impreza u Nil, co ty na to? Chociaż jak chcesz, możemy zostać u ciebie, albo u mnie. Mi to obojętne. Co o tym sądzisz? Może jesteś już z kimś umówiony, choć nie powinieneś, skoro spotykasz się ze mną, chyba, że nie jestem na bieżąco. To jak, widzimy się o dwudziestej? Kończę o siedemnastej, możesz po mnie przyjść i pójdziemy do mnie. To jak? Dlaczego się nie odzywasz? Niall, jesteś tam?
-Może bym się wcześniej odezwał, gdybyś nie dostał nagłego słowotoku- zaśmiałem się pod nosem- Od kiedy ty taki gadatliwy jesteś, co?
-No wiesz, przy tobie moje usta mają coś innego do roboty, niż mówienie…- zaczerwieniłem się lekko na jego słowa. Co za ulga, że mnie teraz nie widzi- Co mój kochanek porabiał przez cały dzień?
-Byłem na zakupach. Jak mija w pracy?
-Nareszcie mam przerwę. Przyszedł jakiś koleś, który był umówiony z Andym, ale ten się rozchorował, a ja musiałem przejąć jego klienta. Koleś był strasznie natarczywy. Cały czas się na mnie gapił, a kiedy powiedziałem, że mam inne zajęcie, nie chciał mnie zostawić…
-Dobra nie kończ. Już i tak jestem zazdrosny- mruknąłem, przerywając mu jego opowieść. I właśnie w tej chwili występują zaburzenia w raju, a poranne wątpliwości powracają.
-Nie masz o co. Jestem tylko twój- zapewnił.
-Łatwo ci mówić. Ja mam konkurencję spośród obu płci, a ty z żadnej!
-Nie wiedziałem, że mój chłopak jest samowystarczalny- zaśmiał się.
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło Lukas.
-Przepraszam. Nie gniewaj się- wiedział, że kiedy mówię do niego po imieniu, to mam wyrzuty- To ja jestem cały czas zazdrosny!
-Tak, ciekawe o co- prychnąłem.
-Może ty nie widzisz, ale wszystkie laski się za tobą oglądają, jak idziemy razem. Myślisz, że dlaczego zawsze dążę, byśmy szli ulicą za rękę?
-Wiesz, że dziewczyny mnie nie interesują.
-Faceci robią to samo!
-Nieprawda. Dlaczego mieliby patrzeć na takiego białasa, który zupełnie tutaj nie pasuje pośród tych napakowanych kolesi?
-Zapewne dlatego, że się wyróżniasz. Twoją słodkością można się niekiedy zakrztusić. Jesteś taki niewinny, kiedy się rumienisz. Aż żałuję, że cię teraz nie widzę, bo pewnie znów to robisz.
-Wcale nie!- zaprzeczyłem szybko. Jednak nie dało się ukryć tego palącego uczucia, rozchodzącego się pod moją skórą na twarzy- Dobra. Zmieńmy temat. Impreza u Corney, mówisz? Brzmi kusząco. Pewnie będzie miło. Możemy iść. Jak chcesz, mogę odebrać cię z pracy.
-Która godzina?
-Nie wiem, a co?
-Mam nadzieję, że już niedługo do siedemnastej, bo nie mogę się doczekać aż cię zobaczę.
-Okej, to było dziwne i całkiem do ciebie nie podobne- przeciągałem niektóre sylaby.
-No co? Moja wina, że się stęskniłem?- zapytał z wyrzutem.
-Widzieliśmy się wczoraj wieczorem, poza tym masz pełno moich zdjęć na telefonie, a ja nie zamierzam wnikać, w jaki sposób one się tam znalazły. Serio to jest dziwne i przerażające.
-Jesteś moim chłopakiem, to normalne- stwierdził obronnym tonem.
-Nie musisz przypadkiem wracać do pracy?
-Nie musisz mi przypominać- jęknął- Tak bardzo nie chcesz ze mną już rozmawiać?- założę się, że właśnie wydął dolną wargę. Zaśmiałem się do telefonu.
-Przecież siłownia to dla ciebie przyjemność. Mógłbym z tobą rozmawiać w nieskończoność, ale nie wiem, która godzina, a muszę się ogarnąć, zanim po ciebie przyjdę.
-Wcale nie musisz. Zawsze możemy wziąć prysznic u mnie- zrobił małą pauzę- no wiesz, razem- przygryzłem dolną wargę, na samą myśl. Muszę się opanować.
-Mam własny dom, Kenzie. I tak za dużo czasu spędzam w twoim.
-Moja mama się z tego cieszy. Stwierdziła, że dzięki tobie wreszcie mnie widuje.
-Za to moja mnie prawie w ogóle. Muszę kończyć, widzimy się za niedługo, pa- zanim zdążył odpowiedzieć, rozłączyłem się, ponieważ inaczej na pierwszym pożegnaniu nasza rozmowa raczej by się nie zakończyła. Nawet się nie zorientowałem, kiedy stanąłem pod drzwiami mojego domu. Rozmowa z brunetem umiliła mi drogę i na pewno też ją skróciła. Cholera. Mam niewiele czasu. Już po piętnastej, a ja wyglądam koszmarnie. Zdecydowanie potrzebuję prysznicu. Moja koszulka jest cała spocona i przylega to torsu. Na dworze jest gorąco. Rzuciłem torby w kąt mojego pokoju.


Od razu przeszedłem do łazienki, mieszczącej się za korytarzem, jak ja to mówię „plastikowych ścian”. W sumie nie wiem, z czego są one wykonane, ale dla mnie już zawsze pozostaną plastikiem. Po co miałbym się wyprowadzać z domu, skoro tutaj mam niesamowicie nowocześnie urządzoną sypialnię, moja mama gotuje pyszne obiady i czuję się swobodniej niż gdziekolwiek indziej? Zdecydowanie za dużo plusów, przemawiających za pozostaniem. W domu mam luz. Moich rodziców praktycznie nie ma, ale zawsze są, kiedy ich potrzebuję. Wiem, że mogę na nich liczyć, tak jak wtedy, gdy inni mnie opuścili. W sumie przeprowadzka wyszła na dobre również im. Mama ma więcej ofert na projektowanie domów, a tata przeniósł swoje biuro i również nieźle zarabia. Sądzę, że ta zmiana przyniosła korzyści nie tylko mi. Cieszę się, że nie zarzucają mi niczego, ale mnie akceptują. Po prysznicu przebrałem się w normalny zestaw ciuchów i ruszyłem w stronę siłowni.

Na miejscu Kenzie już na mnie czekał, a na jego twarzy widniał ogromy uśmiech. Przez chwile zastanawiałem się, czy nie dostał szczękościsku. Chłopak rzucił się na mnie niczym wygłodniały lew, atakując moje usta pocałunkiem.
-Śmierdzisz. O ile się nie mylę, to na siłowni powinny być prysznice- powiedziałem z wyrzutem.
-Po co mam się tam kąpać, skoro mogę to zrobić z tobą w moim domu?- uśmiechnął się łobuzersko, na co tylko wywróciłem oczami i chwyciłem jego dłoń.
*Perspektywa Zayna*
Czuję się winny. To przeze mnie Cataleyię zostawił chłopak. Nie mogę wymazać z głowy jej wyrazu twarzy, kiedy się o tym dowiedziała. Przepłynęła przez nią wtedy taka mieszanka, aż się dziwiłem, w jak szybkim tempie to nastąpiło. Na początku jej oczy się zaszkliły i były przerażone. Zaraz potem przełknęła ślinę, na je usta wpełzł grymas, przymknęła oczy, a kiedy je otwarła zdawało się, jakby wszystko było w porządku. Po wcześniejszych emocjach nie było śladu. Na jej twarz zawitał lekki uśmiech. Wstała z łóżka, a ja wciąż oszołomiony wszystkimi wydarzeniami przepraszałem ją w kółko. Ona tylko machnęła na to wszystko ręką, powiedziała, że wokół niej codziennie chodzi przynajmniej kilka setek chłopaków, więc tym jednym nie będzie się przejmować i zapytała czy chcę śniadanie. W tamtej chwili czułem się co najmniej dziwnie. Właśnie zerwał z nią chłopak, z powodu jej przyjaciela, w dodatku zrobił to przez telefon, a ona tak po prostu zaczęła doprowadzać wczorajszy makijaż do początku. Coś tutaj jest nie halo. Przynajmniej dla mnie. Zapytałem, czy wszystko w porządku, ale ona powiedziała, że musi iść. Nie zatrzymywałem jej. Pewnie w tamtej chwili szczerze mnie nienawidziła i wcale jej się nie dziwię. Sam siebie nienawidziłem. Postanowiłem, że dam jej trochę czasu na ochłonięcie, bo póki co, życie mi miłe, a Nila jest całkiem silna jak na dziewczynę. Tamtego dnia musiałem się szybko ogarnąć i wyglądać w miarę przyzwoicie, bo to właśnie wtedy miałem się dowiedzieć, czym dokładnie zajmował się mój ojciec. Wiedziałem tylko kilka rzeczy. Zarabiał nie mało, skoro starczyło na utrzymanie dwóch domów i sprzątaczkę dla mnie, a mama nie pracowała. Samochód też dostałem od nich i wcale nie był tani. Wnętrze mojego byłego miejsca zamieszkania wcale nie było skromne, jak to moja rodzicielka uwielbiała się chwalić- zasłony były sprowadzane prosto z Indii. Szczerze, mało mnie to obchodziło. Jak dla mnie, mogło ich w ogóle nie być. I tak zasłaniałem rolety, a zasłony stanowiły jedynie marną ozdobę, na którą nigdy nie zwracałem uwagi. Ah, nieważne.
 Ubrałem się jak przystało na właściciela firmy. Co z tego, że będącego zaledwie dwudziestolatkiem, dlatego musiałem wyglądać niezwykle poważnie. Z tej okazji pozostawiłem na mojej twarzy lekki zarost, który podobno dodawał mi męskości, a także dużo kobiet na niego leciało.
Pojechałem pod podany wcześniej przez mojego ojca adres i co się dowiedziałem? Mój ojczulek był współwłaścicielem American Airplanes. I jak tu nie być w szoku? Linie znane na całym świecie teraz po części należą do mnie. Przez długi czas wspólnik ojca- Timmothy, który kazał mówić na siebie po prostu Timmy musiał mnie przekonywać, że to nie żaden żart. Na dowód pokazał mi wszystkie papiery. Był szczerze zdziwiony faktem, że ojciec o niczym mi nie powiedział. Nie mieszkamy tutaj długo.  W New Jersey nawet nie ma lotniska. No to ojciec musiał się nieźle naprężać, skoro zaszedł tak daleko w biznesie. Nie rozumiem tylko, dlaczego to zostawił. Czyżby zarobił już wystarczająco dużo do końca życia? A może za niedługo moi rodziciele się odezwą i liczą, że to ja teraz będę na nich zarabiał? To wszystko jest dziwne, ale cóż. Póki co mam świetną pracę. Nie mam na co narzekać, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Od tamtego dnia nie spotkałem Corney. Nawet nie miałem odwagi, żeby napisać głupiego sms’a . Tchórz ze mnie. Musiałem to zmienić. Dzisiaj podobno szykuje się jakaś impreza u niej w domu. Jej rodzice pojechali gdzieś na weekend, a ona jak zwykle ma zamiar to wykorzystać. Nie sądziłem, że mnie nawet zaprosi po tym wszystkim, jednak jestem mile zaskoczony. Postanowiłem ją przeprosić. Może w tej chwili nie zachowuję się odpowiedzialnie. Wiem, że u Nil na pewno będzie dużo alkoholu i dragów. Nie jest to dla mnie odpowiednie, zważając na moją teraźniejszą pracę. Ale do kurwy nędzy! Mam niecałe dwadzieścia lat! Muszę się czasem zabawić.  Dłużej o tym nie myślałem. Zamówiłem taksówkę i podałem adres mojej przyjaciółki. Mam nadzieję, że już nie byłej. Wiedziałem o tym, żeby nie jechać samochodem. I tak nie byłbym w stanie nim później wrócić. Nawet nie miałem zamiaru ryzykować. Drzwi otworzyła mi nie całkiem trzeźwa Nilakshi. Okej, nie wiem ile to trwa, ale już zdążyła się wstawić. Wyglądała inaczej niż zwykle. Jej skóra była okropnie blada, zupełnie nie pasująca do mieszkanki New Jersey. Zazwyczaj jej karnacja przypominała kolorem moją, była nawet ciemniejsza, a teraz? Jedyne określenie to duch.

Kolczyk z jej nosa był wyciągnięty, czego żałowałem, bo z nim wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Przywitała mnie uściskiem i pocałunkiem w policzek, a ja już z daleka mogłem wyczuć, że wypaliła dzisiaj więcej papierosów niż powinna. Dziewczyna nie chciała mnie puścić, więc dalej ją obejmując wszedłem w głąb domu. W salonie siedział tylko Kenzie i Niall. Zdziwiłem się, że nie ma tam najlepszej przyjaciółki niebieskookiej.
-Gdzie reszta?- zapytałem zdezorientowany.
-Mają jakiś bal, bankiet, czy chuj wie co- odpowiedział Horan odrywając się na chwilę od ust swojego chłopaka.
-Ahaa. Myślałem, że będzie nas więcej- potarłem dłonią kark, gdyż czułem się trochę skrępowany.
-Idziesz zapalić?- Nila wyrwała mnie ze skrępowania. Ochoczo przytaknąłem głową i skierowałem się za nią na taras. Staliśmy chwilę w milczeniu. Postanowiłem przerwać tę niezręczną ciszę, panującą między naszą dwójką.
-Cataleya, ja naprawdę cię przepraszam. Wtedy byłem wściekły, że ktoś śmiał mnie obudzić i…
-Mówisz o Ethanie?- przerwała mi. Skinąłem głową na potwierdzenie- Nie martw się. Nie mam do ciebie żalu. Przecież nie będę płakać po jakimś chłopaku, albo się ciąć. No weź. To nie w moim stylu- zaśmiała się krótko. Nie wiem, czy wywołane to było procentami krążącymi już w jej żyłach, czy po prostu się tym nie przejmowała. Spuściłem wzrok. Uniosła moje spojrzenie, podciągając mój podbródek ku górze- Zee, serio? Będziesz się zadręczał? Czy ja wyglądam na typ dziewczyny, która chce mieć chłopaka na stałe?- uśmiechnąłem się lekko. Faktycznie. Trochę już ją poznałem i wiem, że jej w głowie siedzi tylko zabawa- Uznam, że zaprzeczasz moim słowom. Więc czym się przejmujesz? Owszem, byłam na ciebie trochę zła, bo jeszcze kilka dni, a skończyłabym z tym obcokrajowcem w łóżku, a ty to spieprzyłeś.
-Co?- wytrzeszczyłem oczy, nie wierząc jej słowom- Ale jak to? To ty nie jesteś…
-Dziewicą?- znów mi przerwała- Kotku, to New Jersey- poklepała mnie po policzku- Tutaj liczą się tylko imprezy!
-Okej- potrzebowałem chwili, żeby przyswoić się z myślami. Owszem też nie byłem święty, ale Nila? Ta słodka dziewczyna? Wiem, że potrafiła ostro zaszaleć, ale myślałem, że kończy się to na piciu i paleniu, a nie na łóżku. Teraz to ostro dojebała.
-Choć się rozluźnić, bo ci zaraz oczy wylecą- zaśmiała się ciągnąc mnie z powrotem do salonu. Czyli nie jest zła. Nic jej nie łączyło z tym chłopakiem, wszystko jest okej. Nie mam się czym martwić. Oprócz tego, żeby nie załapała jakiejś choroby wenerycznej… Ugh, Malik, jesteś obrzydliwy. Skarciłem się w myślach. Ona jest moją przyjaciółką, a wciąż mnie zaskakuje. Wprawdzie nie znamy się długo, ale i tak nowe wiadomości były dla mnie szokujące. Ale nie mam zamiaru jej osądzać, każdy jest młody i ma prawo się wyszaleć. Kurwa! Dajcie mi wódki, bo się wymądrzam. Kilka butelek trunku i kilka skrętów później niesamowite zdjęcie wylądowało na moim facebooku, z dopiskiem:
Imprezy u mojej Cat, zawsze ok !


 ________________________________________________________
No siema. Morfina powraca. Trochę długo tu nic nie było, ale chyba nikomu to jakoś szczególnie nie przeszkadzało, gdyż komentarzy brak! Ale sikam na to szczerze mówiąc. Jeżeli tutaj piszę to jak widać tylko dla siebie ( bo raczej nie widzę, żeby ktoś tutaj specjalnie zaznaczył o swojej obecności [wyłączając spam]), blog jest dla mnie formą kształcenia się i zabijania nudy w wolnym czasie. Niestety teraz tego czasu będę miała coraz mniej, bo:
Po 1: Za 2 miesiące i jeden dzień moja siostra, przyszła szwagierka Janelle bierze ślub z jej bratem. A zważając na to, że wszyscy mieszkają za granicą w Polsce panuje jeden wielki burdel, a moja matka już wariuje, doprowadzając mnie do niemałej kurwicy.
Po 2: Dwa dni po weselu piszę testy gimnazjalne.( Niech żyje gimbaza!) No cóż muszę się skupić, bo mam określone cele, gdzie chcę iść do szkoły, a nie ma chuja w mieście, żebym zrezygnowała z planów wyrwania się z domu.
Po 3: Bierzmo. Już w prima aprilis muszę stać tyle czasu w kościele i odpierdalać cyrki. Na szczęście świadkiem jest moja Kasia <3 Więc coś czuję, że ta msza będzie śmieszna z naszym podejściem do religii :D
Po 4: Matka truje mi dupę, żebym się uczyła, co wzięłam sobie do serca *śmieje się* Oceny z niemieckiego i tak są mi niepotrzebne, gdyż napewno nie wybiorę tego języka dalej.
Btw. Nie przynudzam. Nie wiem, czy ktoś ma jeszcze ferie, jak tak, to niech je skończy, co by mu za dobrze nie było, skoro ja już nie mam (żartuję oczywiście) Mam kilka pomysłów do realizacji w rozdziałach, bo w życiu Nilakshi się troszeczke podziało śmiesznych rzeczy. Kilka zgonów, spacerów itp. Do zobaczenia raczej w marcu, bo muszę teraz zając się NIWIID.
Namaste, bitches! ~Lady Morfine <3